Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 grudnia 2010, 11:17

Music Master: Chopin - Classic - recenzja gry - Strona 2

Po wielu mniej lub bardziej udanych przygodówkach, erpegach, strategiach i strzelaninach polska myśl programistyczna wzięła się za gry muzyczne. Okazją do stworzenia nadwiślańskiego klona Guitar Hero stał się Rok Chopinowski.

W trakcie zabawy zbieramy punkty potrzebne do odblokowania nowych utworów, a także różnych ciekawostek związanych z życiem i twórczością Fryderyka Chopina. Autorzy zaimplementowali też dwa rodzaje mnożnika, które uaktywniają się, jeśli bezbłędnie odgrywamy dany kawałek. Pierwszy z nich – podobny do tego z serii Guitar Hero – systematycznie rośnie i może osiągnąć niebotyczne rozmiary, bo twórcy najwyraźniej zapomnieli o górnym limicie. Drugi podwaja liczbę zdobywanych punktów przez krótki czas. Najlepsze wyniki są oczywiście zapisywane na liście rekordów, a jeśli uda nam się spełnić nie tylko podstawowe, ale również dodatkowe kryteria, otrzymujemy medal. Najbardziej wartościowy jest oczywiście ten złoty.

I to w zasadzie wszystko, co oferuje Music Master Chopin. Brak tu dodatkowych trybów rozgrywki, bonusów i bardziej skomplikowanych zasad – celem zabawy jest po prostu odegranie przygotowanych przez autorów gry kawałków w możliwie jak najdokładniejszy sposób. A że całość prezentuje się skromnie, żeby nie powiedzieć ubogo, to i chęć do kontynuowania zabawy jest znikoma. Po półgodzinnych zmaganiach miałem już serdecznie dość tej gry i gdyby nie to, że z obowiązku musiałem pomęczyć się z nią trochę dłużej, pewnie szybko wywaliłbym ją z dysku. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda.

Ciekawostki poszerzają wiedzę o muzyku.

Wydawałoby się, że stworzenie przyzwoitej gry muzycznej na modłę Rock Band nie powinno stanowić większego problemu. W końcu teoretycznie najważniejsze są rzeczy podstawowe – duża liczba dobrych kawałków i umiejętne dopasowanie zjeżdżających w dół ekranu nutek do muzyki – a reszta to tylko kosmetyka. Nic bardziej mylnego. Music Master Chopin udowodnił, że sam rdzeń to za mało, by uczynić tego typu grę atrakcyjną. Brak trybu kariery, większej liczby bonusów, przeciętna oprawa wizualna z fatalnie prezentującymi się tłami (pianista grający podczas burzy na skalistej wysepce śni mi się po nocach), a nawet brak specjalnie zaprojektowanych do gry kontrolerów – to smutne, ale dzieło studia Bloober Team pod każdym względem oferuje znacznie mniej niż pierwsza gra z serii Guitar Hero, a przecież od premiery tej ostatniej minęło pięć długich lat. Darmowe Frets on Fire z nakładkami rozkłada pod tym względem Chopina na łopatki.

Owszem, można podniecać się faktem, że mamy do czynienia z ambitnym tytułem, że delektującej się krwawymi strzelankami młodzieży pozwala on obcować z polską kulturą, że jest również źródłem wielu cennych informacji o samym Szopenie (wspomniane wcześniej ciekawostki przygotował znany muzykolog Mieczysław Tomaszewski), ale tego typu produkt powinien oferować przede wszystkim dobrą zabawę, a tej jest tu tyle, co kot napłakał. Być może krakowscy deweloperzy nauczą się robić kiedyś dobre gry muzyczne, ale śmiem w to wątpić – to nie ta liga. Szczerze zresztą odradzam dalsze eksperymenty w tym temacie, zwłaszcza za pieniądze Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, bo niemałą przecież kasę można spożytkować mądrzej, niż inwestując w tego przeciętniaka.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  • muzyka – miło posłuchać utworów Chopina w ciekawych aranżacjach;
  • duży ładunek informacji o Chopinie w ciekawostkach.

MINUSY:

  • skandalicznie krótka lista utworów;
  • dziwne położenie niektórych nutek na wyższych poziomach trudności;
  • widoczna na każdym kroku ubogość - brak fajnych bonusów za dobrą grę, brak trybu kariery;
  • szybko się nudzi;
  • oprawa wizualna, kompletnie niepasujące do takiej gry tła.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej