Gray Matter - recenzja gry - Strona 4
Na kolejną przygodówkę Jane Jensen czekaliśmy jedenaście długich lat. Wreszcie możemy sprawdzić, czy królowa tego gatunku gier zasługuje na to, by dalej nosić koronę.
Doskonałym pomysłem było natomiast przygotowanie scen przerywnikowych w oparciu o przypominającą ruchomy komiks oszczędną animację, wykorzystującą ręcznie malowane obrazy. Wiadomo, że gra tego typu nie może sobie pozwolić na drogie filmy CG, więc najczęściej cut-scenki wyglądają we współczesnych przygodówkach po prostu kiepsko. Natomiast w Gray Matter, choć stworzone tanim sumptem, dobrze spełniają swoją rolę i cieszą oczy. Ogólnie, pomimo kilku niedociągnięć, oprawa wizualna gry jest urodziwa i powinna spodobać się większości graczy. Jeszcze lepiej prezentuje się sfera audio. Robert Holmes (prywatnie mąż Jane Jensen) skomponował wspaniałą ścieżkę dźwiękową, pełną bardzo charakterystycznych utworów, które świetnie podkreślają atmosferę całości. Mamy tu zarówno spokojne melodie zdominowane przez smutne dźwięki fortepianu, jak i dynamiczne kawałki idealne do bardziej dramatycznych scen. Podczas przygody słyszymy również kilka klimatycznych piosenek zespołu The Scarlet Furies, w skład którego wchodzi zresztą m.in. właśnie Holmes i jego córka. Całości dopełniają profesjonalnie podłożone głosy wszystkich postaci. Dobrze prezentują się zwłaszcza kwestie nagrane dla pary głównych bohaterów, które świetnie oddają ich charakter.
Na Gray Matter czekaliśmy bardzo długo. Od pierwszego ujawnienia tej gry minęło siedem lat, a od premiery trzeciego Gabriela Knighta aż jedenaście. Przez ten czas oczekiwania miłośników gatunku urosły do niebezpiecznych rozmiarów, jednak mimo to większość z nich udało się spełnić. Przede wszystkim zachwyca fabuła i sposób jej opowiadania. Nie ma tu żadnych misji ratowania świata czy innych tego typu ogranych tematów. Zamiast tego dostajemy historię obsesji jednego człowieka, podlaną delikatnym nadnaturalnym sosem i przyprawioną fascynującym światem iluzji. Co ważne, mimo że wpływy Gabriela Knighta są oczywiste, to jednocześnie Jane Jensen stworzyła grę posiadającą odrębną tożsamość. Elementy, takie jak system punktowy czy rozbudowane tło historyczne, przywodzą na myśl jej poprzednią serię, ale jednocześnie Gray Matter bardzo się od niej różni. Samantha i David to zupełnie inni ludzie niż Gabriel i Grace, ich historia jest może mniej emocjonująca, ale jednocześnie mimo wszystko bardziej dojrzała. Knight walczył z nadnaturalnymi bestiami, potworami, które były namacalne i możliwe do zabicia. W Gray Matter jedynymi demonami są te dręczące psychikę Stylesa, a największymi potworami okazują się być ludzie. Takich historii jak ta nie zwykliśmy odnajdywać w grach, w porównaniu do niej większość konkurencyjnych produkcji sprawia wręcz dziecinne wrażenie. Nie zawodzą również zagadki, są pomysłowe, a ich rozwiązywanie sprawia sporą frajdę. Pojawiają się co prawda pewne niedociągnięcia, ale nie psują one dobrego wrażenia, jakie zostawia po sobie ta przygoda. Przejście Gray Matter zajmuje od dwunastu do dwudziestu godzin, w zależności od poziomu doświadczenia gracza w tego typu produkcjach i u końca tej opowieści pojawia się autentyczny żal, że już za chwilę będziemy musieli pożegnać się z tym światem i zamieszkującymi go postaciami. Jane Jensen nie miała łatwego zadania, ale ostatecznie odniosła sukces, tworząc jedną z absolutnie najlepszych przygodówek, jakie zostały wydane w ciągu ostatnich dziesięciu lat. W epilogu delikatnie zasugerowana jest możliwość powstania drugiej części i miejmy nadzieję, że tak się właśnie stanie.
Wiktor „Adrian Werner” Ziółkowski
PLUSY:
- mistrzowsko poprowadzona fabuła;
- wiarygodne psychologicznie i budzące sympatię postacie;
- ciekawe zagadki.
MINUSY:
- niedociągnięcia techniczne;
- mimo wszystko trochę za krótka.