Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 23 listopada 2010, 14:22

autor: Łukasz Kendryna

Harry Potter i Insygnia Śmierci – część 1 - recenzja gry - Strona 3

Testujemy pierwszą odsłonę ostatniego epizodu sagi o przygodach słynnego czarodzieja z Hogwartu. Odkryj, ile magii jest w nowym Potterze.

Chcąc sprawić, by walka w grze była jeszcze bardziej emocjonująca, oddano do naszej dyspozycji kilka odmiennych ataków, do których dostęp otrzymujemy wraz z „rozwojem” postaci. Różnią się one od siebie działaniem, sposobem użycia oraz zastosowaniem. Podobnie jak w przypadku konwencjonalnej broni mamy coś na kształt karabinu maszynowego, snajperskiego czy wyrzutni rakiet. Jest również „gravity gun” (telekineza) i czar hipnotyzujący (na krótką chwilę czyniący wroga sojusznikiem). Problem polega jednak na tym, że większość z nich jest niewygodna w użyciu i przez to nieprzydatna. Podczas starć – szczególnie pod koniec gry – trzeba być niezwykle skutecznym, by uniknąć śmierci. Nie ma tam miejsca na eksperymenty i walkę z niedopracowanym sterowaniem. Przeciwnik występuje licznie i trzeba być sprawnym i szybkim, by przetrwać. Zastosowanie wspomnianego „gravity guna”, czyli zaklęcia o nazwie Wingardium Leviosa w praktyce jest niemożliwe. Nie dość, że możemy podnosić tylko wyselekcjonowane przedmioty, to w dodatku fizyka i detekcja kolizji kuleje. Przez większość czasu ograniczamy się zatem do kilku czarów, przeważnie dostępnych już od pierwszych poziomów.

Atak Klonów i Insygnia Śmierci – część 1

Naiwny ten, kto myśli, że braki w mechanice prowadzenia walki zostaną nadrobione ciekawym projektem poziomów. Za wyjątkiem prologu, w którym pędzimy w przestworzach, prowadząc ostrzał przeciwko nadlatującym sprzymierzeńcom Sami Wiecie Kogo, cała reszta ogranicza się do nudnego przemierzania wąskich ścieżek z okazjonalnymi arenami i ciągłego strzelania. Niekiedy dochodzi do tak niedorzecznych sytuacji, jak podczas jednego z początkowych etapów. Nie dość, że nic go nie wyróżnia, to jeszcze jesteśmy zmuszeni pokonać go trzykrotnie (w różnym kierunku), za każdym razem wykonując dokładnie tą samą czynność – likwidując kolejne fale przeciwników.

Jedynym aspektem najnowszego Pottera wybijającym się na plus są liczne przerywniki filmowe. W przeciwieństwie do mało atrakcyjnej oprawy graficznej cut-scenki prezentują się estetycznie, choć – uwaga! – powstały na silniku gry. Korzystny wydźwięk dodatkowo potęguje polski dubbing, poziomem znacznie odstający od pozostałych elementów gry.

Jak powszechnie wiadomo, gry inspirowane filmami często prezentują niski poziom. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Harry Potter i Insygnia Śmierci – część 1 jest produkcją słabą i niedopracowaną. Nawet nadanie jej miana tytułu przeciętnego jest grubym nadużyciem. Twórcy wyraźnie nie starali się uczynić z niej czegoś lepszego, jak tylko dodatku do premiery filmowej i łatwego środka zarobku na nieświadomych konsumentach. Przedświąteczne szaleństwo, kiedy dużo łatwiej o nieprzemyślany zakup, to idealny czas na tego typu inicjatywy. Trzymam kciuki, by tym razem się nie udało.

Łukasz „Crash” Kendryna

PLUSY:

  1. próba odświeżenia znanej marki;
  2. scenki przerywnikowe (ich pozytywnie przeciętna jakość oraz spora ilość);
  3. polski dubbing.

MINUSY:

  1. nieudana próba odświeżenia znanej już marki;
  2. niemal wszystkie aspekty gry są niedopracowane;
  3. przestarzała oprawa graficzna;
  4. nuda i monotonia;
  5. błędy, błędy i jeszcze raz błędy.