Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 16 listopada 2010, 17:59

Assassin's Creed: Brotherhood - recenzja gry - Strona 3

W Assassin's Creed: Brotherhood Ezio powrócił by po raz ostatni stawić czoła potężnej rodzinie Borgia. Jakim wynikiem zakończyło się to starcie?

Coś jeszcze? Owszem. W grze pojawiła się kusza, która służy do cichej eksterminacji wrogów z dużej odległości, a także kilka nowych ostrzy i zbroi. Walka w zwarciu tradycyjnie nie sprawia najmniejszych problemów – Ezio stał się jeszcze większym kozakiem w anihilacji przeciwników i potrafi szybko rozwalić całą grupę, zadając po kolei każdemu z nich śmiertelny cios. Potyczki z żołnierzami stały się zdecydowanie bardziej efektowne, co doskonale widać na zapowiadających grę zwiastunach. Nasz bohater wykorzystuje bowiem w tradycyjnych starciach pistolet, zabijając niektórych nieprzyjaciół w bardzo widowiskowy sposób. Wyznam szczerze, że tańczącego wśród rywali asasyna ogląda się wyśmienicie, ale nie zmienia to faktu, że walka jest bajecznie prosta. Zbyt prosta.

Jak się gra w Assassin’s Creed: Brotherhood? Przez większość czasu znakomicie. Wątek główny nie obfituje co prawda we wstrząsające i zapierające dech w piersiach wydarzenia, ale może się podobać, zwłaszcza, że od strony fabularnej trudno mu coś zarzucić. Czar pryska dopiero pod koniec gry, kiedy nieuchronnie zbliżamy się do ostatecznej konfrontacji. Finał po stronie Ezia jest bardzo słaby, a wchodzące w jego skład misje nieciekawe. Odnoszę wrażenie, że autorzy nie mieli pomysłu na zakończenie przygody z sympatycznym Włochem i na siłę wstawili zadania sztucznie wydłużające czas rozgrywki. Wyszło kiepsko, bo zamiast nakręcać na wielki finał, nudzą one niemiłosiernie.

Jedna z kilku wizyt w Koloseum.

Na plus należy na pewno zaliczyć liczne zadania poboczne, które można robić również po zakończeniu głównej przygody. Mamy tu wspomniane wcześniej misje Leonarda, gdzie pojawiają się wszystkie fantastyczne wynalazki zaprojektowane przez uczonego, ze spadochronem, lotnią i renesansowym gatling gunem (tak, to nie żart!) na czele. Jest też sympatyczny zestaw scenariuszy związanych z Cristiną Vespucci, czyli dziewczyną Ezia, która odegrała niewielką rolę w Assassin’s Creed II, i zadania polegające na unieszkodliwianiu agentów templariuszy, gnębiących lokalną ludność w Rzymie. Do tego dochodzą jeszcze komnaty Romulusa, gdzie będziemy musieli popisać się zdolnościami akrobatycznymi, czy zabawa w poszukiwanie znaków zostawionych na niektórych budowlach – dokładnie tak jak w „dwójce”.

Tyle singiel, a co z szumnie zapowiadanym trybem multiplayer? No cóż, tutaj już tak różowo nie jest, choć skłamałbym twierdząc, że na pierwszy rzut oka nie wydaje się on interesujący. W Brotherhood dostępne są trzy warianty internetowej rywalizacji. W pierwszym z nich (Wanted) każdy asasyn działa na własną rękę. Gra od czasu do czasu wskazuje użytkownikowi cel w postaci innego gracza, a następnie zachęca go do jego poszukiwań w tłumie zwykłych, choć wyglądających tak samo jak uczestnicy rywalizacji, osób. Kiedy poprawnie zidentyfikujemy ofiarę, możemy przejść do rzeczy najważniejszej, czyli zabójstwa. To, jak oceniony będzie zamach, zależy przede wszystkim od techniki, w jakiej dokonamy morderstwa – nie oczekujmy że za zwykłe pchnięcie zostaniemy sowicie wynagrodzeni. Im bardziej wyrafinowana metoda (atak z ukrycia, skok z dachu, itp.) tym więcej punktów spływa na konto grającego. Oczywiście w trakcie zabawy zdobywa się doświadczenie, które później może posłużyć do odblokowania nowych broni oraz unikatowych zdolności naszego bohatera. Dziś to norma.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej