Assassin's Creed: Brotherhood - recenzja gry - Strona 2
W Assassin's Creed: Brotherhood Ezio powrócił by po raz ostatni stawić czoła potężnej rodzinie Borgia. Jakim wynikiem zakończyło się to starcie?
Sam Rzym to miasto z prawdziwego zdarzenia, zawierające nie tylko bardzo gęsto zabudowane dzielnice, ale również spory fragment terenów zielonych. Oczywiście oprócz wielu zwyczajnych domostw, zobaczymy tutaj również sporo zabytków, w tym jego chyba najbardziej charakterystyczną budowlę – Koloseum. Autorzy przechwalali się, że Wieczne Miasto jest trzykrotnie większe od Florencji z „dwójki”. Mierzyć co prawda nie mierzyłem, ale wierzę im na słowo – lokacja jest tak ogromna, że poruszanie się po niej na piechotę szybko staje się męczące. Na szczęście twórcy pomyśleli o mniej cierpliwych użytkownikach i zaserwowali im możliwość jazdy konnej wewnątrz murów (po raz pierwszy w historii cyklu), a także opcję korzystania z sieci podmiejskich kanałów, które pozwalają w bardzo szybko sposób przemierzać większe dystanse, o ile uaktywnimy wcześniej antyczne „przystanki”.
Z punktu widzenia swobody poruszania się po mieście istotne jest też to, że Rzym został podzielony na dwanaście odrębnych sektorów – w każdym z nich stoi wysoka wieża, pełniąca rolę bazy dla żołnierzy Cesarego Borgii. Ezio musi wyeliminować komendantów z poszczególnych garnizonów, a następnie zniszczyć wszystkie te budynki – tylko tak bowiem odzyska kontrolę nad konkretnym terytorium. Uwolnienie dzielnicy otwiera drogę do renowacji zniszczonych punktów handlowo-usługowych, następnego novum w serii, które pojawia się w Brotherhood. Nasz bohater może otwierać popularne sklepy (każdy z nich zapewnia stały przypływ gotówki, na dodatek można w nich dostać przydatne przedmioty), jak również przywrócić blask najbardziej znanym zabytkom w mieście, kupując obiekty w imieniu rodziny Auditore.
Na tym nie koniec. Kolejną nowością, bodaj największą w singlowym komponencie trzeciej odsłony cyklu, jest możliwość rekrutowania asasynów do zarządzanej przez naszego śmiałka gildii. Powoływani do służby zabójcy nie są w żaden sposób anonimowi – nie tylko poznajemy ich z imienia i nazwiska, ale mamy także wpływ na rozwój ich umiejętności. Aby nasi podopieczni nabrali doświadczenia, należy często korzystać z ich usług w trakcie przygody lub wysyłać ich na misje w różne rejony Europy, nawet do tak odległych miast jak Moskwa, by wykonali niecierpiące zwłoki zadanie. Zlecenia te mają różny charakter i zmienny stopień trudności. Generalnie działa tu prosta zasada: im bardziej skomplikowana jest dana misja, tym więcej punktów doświadczenia nasi podopieczni uzyskają za jej wykonanie – równocześnie rośnie jednak ryzyko niepowodzenia. Oczywiście sami w tych kontraktach nie bierzemy udziału. Co prawda Ezio może przyjmować zlecenia na zabójstwo i samodzielnie likwidować cele, ale wyłącznie na terenie Rzymu.
Możliwość skorzystania z usług asasynów w trakcie zwykłych misji niejeden raz okazuje się bardzo pomocna. Wyobraźcie sobie taką sytuację, że w okolicy, do której chcecie przeniknąć, kręci się patrol złożony z dwóch żołnierzy, a wokół nie ma budowli, które pozwoliłyby bohaterowi niepostrzeżenie przemknąć obok nich. Możecie zaryzykować wykrycie i samemu spróbować zdjąć niewygodnych przeciwników, ale możecie również użyć do tego kolegów z oddziału. Wystarczy wskazać cel, wcisnąć odpowiedni przycisk na padzie i voila! Nagle na placu boju pojawiają się asasyni, którzy natychmiast dokonują egzekucji. Szybko i skutecznie.
Rozwój gildii asasynów znacznie ułatwia rozgrywkę, bo z pomocy towarzyszy można korzystać w wielu różnych sytuacjach. Biegniesz po dachach i denerwują Cię przechadzający się obok strażnicy? Żaden problem, wystarczy wezwać pomoc, by natychmiast zlikwidować zagrożenie. Uczestniczysz w większej bitwie i wrogowie przyparli Cię do muru? Zawsze możesz odciągnąć uwagę niektórych oponentów, wykorzystując kompanów. Czasem tego typu manewry wywołują na twarzy uśmiech politowania, bo asasyni w mgnieniu oka materializują się na pędzących rumakach, nagle spadają z nieba bądź wyskakują z niewinnie wyglądającej kupy siana, której nigdy nie podejrzewalibyśmy o to, że ktokolwiek w niej siedzi, ale to tylko drobiazgi i można w sumie przymknąć na nie oko.