Call of Duty: Black Ops - recenzja gry - Strona 3
Po rozłamie w szeregach Infinity Ward, studio Treyarch wychodzi z cienia i serwuje kolejną odsłonę cyklu Call of Duty – z jednej strony efektowną jak nigdy, z drugiej – odrobinę przekombinowaną.
Oprócz kampanii Black Ops oferuje również znany z pierwowzoru tryb Zombie, który pozwala postrzelać do nieumarłych hitlerowców atakujących lokacje chronione przez graczy – tym razem nie w charakterze odblokowywanego po ukończeniu gry bonusu, ale jako pełnoprawny, dostępny od początku moduł. Na potrzeby tego wariantu przygotowano trzy małe mapki (dwie z nich trzeba odblokować), więcej zostanie zapewne dodanych w formie płatnego DLC, tak jak to miało miejsce w przypadku poprzedniej produkcji studia – Call of Duty: World at War. Zabawa jest bardzo przyjemna, zwłaszcza jeśli zdecydujemy się skorzystać z opcji wieloosobowej i zmierzyć się z hordą ożywieńców w towarzystwie innych graczy. W zmaganiach może wziąć udział maksymalnie czterech użytkowników jednocześnie.
Multiplayer tradycyjnie już odpalany jest za pomocą odrębnej aplikacji i dla wielu z Was stanie się jednym z głównych powodów, dla których warto kupić Black Ops. Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, rewolucyjnych zmian nie ma i pewnie nigdy się już ich nie doczekamy – rozwiązania zapoczątkowane przez Infinity Ward w czwartej odsłonie cyklu do dziś cieszą się wielkim uznaniem fanów i Treyarch doskonale wie, że nie ma sensu zmieniać tego, co po prostu jest dobre. Oczywiście nie oznacza to, że autorzy gry nie postanowili usprawnić sieciowej rywalizacji, dorzucając swoje trzy grosze. Co to, to nie.
Oprócz czternastu nowych map dedykowanych standardowym wariantom zabawy, takich jak np. Zdobądź flagę, Dominacja czy Sabotaż, Amerykanie zaimplementowali moduł dla nowicjuszy, pozwalający poznać mechanikę rozgrywki w bezstresowej walce z przeciwnikami sterowanymi przez komputer (do wyboru kilka poziomów trudności), rzecz jasna, wyłącznie w podstawowych trybach Deathmatch i Deathmatch Drużynowy. W multiplayerze pojawiło się też kino, w którym obejrzymy nagrania z zarejestrowanych wcześniej potyczek i rozbudowana opcja tworzenia sylwetki gracza, która umożliwia nawet wizualne modyfikacje broni. Nowością jest też wewnętrzny system monetarny, pozwalający zarabiać wirtualne pieniądze w trakcie meczów. Waluta ta wykorzystywana jest do kupowania niedostępnych standardowo ciuchów, pukawek oraz dodatkowych akcesoriów. Gracze mogą się nawet zakładać o kasę, wykorzystując do tego celu cztery specjalne tryby rozgrywki. Jak widać, możliwości zabawy jest tu naprawdę sporo.
Pecetowców powinno ucieszyć jednak najbardziej to, czego zabrakło w Modern Warfare 2, mianowicie serwery dedykowane. Dzięki ich powrotowi, fani nie są już skazani na system automatycznego doboru przeciwników (popularny na konsolach matchmaking), który nie u wszystkich działał prawidłowo. Miejmy tylko nadzieję, że autorzy nie pokpią sprawy i będą systematycznie dopieszczać swoje dzieło, nawet długo po premierze. Dobry prognostyk już jest, bo Treyarch szybko zareagował na problemy z płynnością gry, które wystąpiły na wielu konfiguracjach sprzętowych i za które amerykańska firma miała zebrać w tej recenzji baty. Na szczęście dla niej odpowiednia łatka pojawiła się kilka godzin temu.