Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 listopada 2010, 08:59

autor: Krzysztof Gonciarz

DJ Hero 2 - recenzja gry - Strona 2

DJ Hero – marka, która odświeżyła rynek gier muzycznych, powraca z sequelem, poprawionym w każdym calu. Zapomnijcie o gitarach i perkusji, w tym sezonie znowu rządzą gramofony.

W grze pojawiają się jeszcze dwa rodzaje improwizacji: swobodne skrecze i bardziej dopracowany sampler. Skrecze są, jak łatwo się domyślić, dość ściemnione – kontroler nie ma nic wspólnego z napędem gramofonu (bo napędu nie ma), a sample, na których operujemy w skreczach, są mocno dyskusyjne. Niby przyjęto słuszne założenie, że płyta „stoi”, ale i tak mnie to nie przekonuje. Duży plus należy się natomiast za zmiany w samplerze, czyli środkowym, czerwonym kanale: w pierwszej części sekcje improwizowane były obecne, ale odpalane dźwięki brzmiały w większości jak jakieś wieśniackie trąbki urwane z choinki. Dziś są to sample kontekstowo dobrane do danego kawałka: elementy perkusyjne, syntezatory, wokal, nawet linie melodyczne. Przyjemniej się tym bawi, bo nie mamy już wrażenia niszczenia utworu.

Śpiewanie Daft Punku to śmieszna sprawa. Szkoda, że autorzy nie pokusilisię o przepuszczenie naszego wokalu przez udawany vocoder.

Poza tymi nowościami na planszach zmieniło się kilka drobniejszych szczegółów. Efekty przypisane do pokrętła są lepiej dopasowane, a przy okazji nieco oszukane – umiejętnie udają, że mamy pełną kontrolę (w praktyce zrobiono to tak, żeby samo z siebie brzmiało fajnie). Pojawiły się „przytrzymania” wszystkich trzech przycisków na płycie, a predefiniowane skrecze podzielono na różne jednostki rytmiczne. Skrecze kierunkowe trochę stonowano, zrezygnowano z ich najbardziej przekombinowanych, nieczytelnych sekwencji z pierwszej części – wiecie, tych których prawie nie dało się zagrać bez nauczenia się ich na pamięć. Cały ten tuning powoduje, że wskakując z poziomu ekspert w „jedynce”, tu warto zacząć od hard albo nawet medium, żeby gra na nowo weszła w palce (bo w ogóle wydaje się trochę szybsza). Bez zmian pozostały za to „moce” – rewind i euphoria. Wciąż obstaję przy stanowisku, że nie są one zbyt dobrze przemyślane. Automatyczny crossfader przy włączonej euphorii to pułapka, a rewind oficjalnie bojkotuję jako niszczyciela kawałków.

Jedyną nowością, która wydaje mi się totalnie chybiona, jest wokal. Autorzy dysponowali bardzo chwytliwym „ficzerem”, a zwyczajnie pokpili sprawę. To już nawet niedoceniana, zepchnięta na backstage gitara z pierwszej części wydaje się sensowniejsza w porównaniu z kompletnie nieprzygotowanymi na śpiewanie miksami z DJ Hero 2. Mikrofon możemy podłączyć jeden: oznacza to, że osoba trzymająca go w większości utworów musi zaśpiewać i partię męską, i żeńską. Rap Busta Rhymesa i zaśpiewy Pussycat Dolls w remiksie „Don’t Cha” są dobrą ilustracją. Kto śpiewa obie partie, Doniu? W skrajnych przypadkach w obrębie jednego miksu trzeba śpiewać w czterech różnych zakresach (dwie różne partie rapowane i dwa wokale z refrenów). Momentami da się co prawda wykpić bełkotaniem w dobrym rytmie, ale wciąż jest to jakaś pomyłka. Sprawy nie ułatwia fakt, że wokal – zamiast płynąć sobie ponad miksem własnym torem (jak każdy klubowy live vocal) – musi 1:1 odzwierciedlać wyczyny DJ-a na winylu. Oznacza to nienaturalne, urywane i przepełnione repetycją partie, których nie da się z siebie wydusić bez nauczenia się MIKSU (nie piosenki) na pamięć. Nie ma też regulacji poziomu trudności, z góry otrzymujemy zbliżony do normal z serii Guitar Hero. Podsumowując: może to jest dobre do wycia po pijaku, ale nie da się tej funkcji traktować poważnie. Szkoda, bo mikrofon był dla mnie jednym z ważniejszych elementów do sprawdzenia w tej grze.