autor: Marek Grochowski
Pro Evolution Soccer 2011 - recenzja gry - Strona 3
W tym sezonie autorzy PES-a postawili na świeżość. Poza dostarczeniem świetnej rozrywki nie ustrzegli się jednak mnóstwa irytujących błędów.
Grafika jest bardziej dopieszczona niż rok temu (przesadzono tylko z rozmyciami na powtórkach), a twarze niektórych zawodników odwzorowano nawet lepiej niż w FIF-ie 11. Do zaakceptowania jest też szerokokątna kamera, która z początku wydaje się dziwna, ale potem przestaje się do niej przywiązywać uwagę. Podobnie jak na kolorowy pasek siły, który pojawia się pod zawodnikiem w chwili, gdy wciskamy podanie. Bardziej we znaki daje się komentarz – Jon Champion i jego nowy kolega, Jim Beglin, mają tendencję do przynudzania, w dodatku gra słabo synchronizuje ich wypowiedzi z tym, co dzieje się na boisku, toteż często dochodzi do sytuacji, gdy spikerzy zachwycają się zagraniem sprzed kilku sekund.
Wadę krótkotrwałą, choć dotkliwą, stanowią braki w licencjach. W pełnym składzie mamy do dyspozycji tylko dwie ligi (i dwie kolejne, prawie pełne - hiszpańską i włoską), ale nad tą kwestią, a konkretnie nad odpowiednimi patchami, pracują już sami fani. Konami natomiast dba o aktualizację składów, ponieważ te, które widnieją w premierowej wersji, zdążyły się już zestarzeć (np. Ibrahimovic wciąż gra w Barcelonie, a Balotelli szaleje w Interze). W polskiej reprezentacji znów pojawia się „Braszczykowski”, ale to tylko literówka, którą łatwo poprawić we własnym zakresie. Na osłodę dostajemy patriotyczny smaczek w postaci fikcyjnego klubu KS Szelawce.
W kwestii trybów mamy przede wszystkim dostęp do znanego Become a Legend i Champions League, które to rozgrywki Konami znów zyskało na wyłączność. W tym roku do kompletu doszedł również puchar Copa Libertadores, ale gracze i tak najbardziej czekali na opcję Master League w wariancie online. Patent polega na tym, że nie prowadzimy tam od razu gwiazdorskich drużyn, ale powoli budujemy skład, dokupując zawodników za walutę zarobioną na zwycięstwach i remisach. Z początku nie możemy pozwolić sobie na wirtuozów, więc musimy bazować na własnych umiejętnościach i przeciętnych sportowcach. Z kolei fakt, że ceny piłkarzy zmieniają się w toku gry (rosną wraz z popularnością wśród użytkowników), zachęca nas do szukania talentów. MLO nie jest żadną rewolucją, ale stanowi miłą alternatywę dla tradycyjnych potyczek w sieci – te oczywiście również pojawiły się w PES-ie. Innym ciekawym dodatkiem są bonusy, jakie możemy kupić w growym sklepiku – począwszy od niecodziennych piłek (w kształcie beczki, cukierka etc.) aż po dodatkowe elementy, potrzebne do budowy własnego stadionu.
Pro Evolution Soccer 2011 to gra dobra, choć nierówna, a przez niechlujstwo autorów momentami irytująca. Elementy zrealizowane z polotem (kapitalne podania!) przeplatają się z zabugowanym AI oraz niedopracowaną animacją i fizyką (strzały z miejsca, przypadkowe straty piłek), przez co produkcja Konami traci swój „rewolucyjny” impet i wymaga od odbiorcy sporo wyrozumiałości. Jednocześnie jednak sportówka z Japonii to tytuł zupełnie różny od FIF-y 11, pozostawiający graczowi więcej swobody i pola do eksperymentów, a w związku z tym godny polecenia tym fanom piłki, dla których jedna filozofia gry to wciąż za mało. Niewątpliwie PES obrał właściwy kurs, wciąż jednak daleko mu do szczytowej formy – edycja 2011 bardziej niż z konkurencją przegrywa z własnym, niewykorzystanym potencjałem.
Marek „Vercetti” Grochowski
PLUSY:
- świetny system podań;
- swoboda rozgrywania akcji;
- tryby, dodatki.
MINUSY:
- niedopracowani bramkarze;
- poza perfekcją w zastawianiu pułapek ofsajdowych – przeciętne AI;
- decyzje sędziów;
- nierówny poziom animacji;
- nudny, niedopasowany do akcji komentarz.