Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 21 stycznia 2002, 12:23

autor: Piotr Szczerbowski

Comanche 4 - recenzja gry - Strona 3

Comanche 4 nie odbiega od koncepcji gry z 1992 roku (części pierwszej), tzn. nie jest to super realistyczny symulator, do którego opanowania trzeba przeczytać 150 stronicową instrukcję, lecz wciągająca gra o charakterze first lub third person shooter.

Mówiąc „własne” cele, nie chodziło mi o firmowy helikopter tylko o sprzymierzone oddziały w różnorakiej postaci – od piechoty i łodzi na statkach powietrznych kończąc. Warto zająć się tymi pierwszymi, czyli piechotą – to spora nowość w całej serii. W poprzedniej części niszczenie różnorodnych pojazdów, samolotów, helikopterów czy budynków było całkiem normalnym i nadzwyczaj często spotykanym zjawiskiem, jednak nigdy nie mogłem spotkać piechura z bazooką czy karabinem maszynowym. Programiści z NovaLogic, chcąc prawdopodobnie nadążyć za najnowszymi standardami naprawili swój błąd, a udało się im to z całkiem przyzwoitym skutkiem. Piechota potrafi nieźle zagrozić głównie niedoświadczonemu graczowi, jednak szybkostrzelne działko zaraz zniszczy słabego przeciwnika. W każdym razie małe usprawnienie, a daje tyle radości.

Niszczenie to najprzyjemniejszy element tejże gry. W sumie prawie wszystkie obiekty (poza przyjaznymi, oczywiście) należy zniszczyć, nie ma żadnych skomplikowanych akcji. Wszystko byłoby OK., gdyby nie pewien mankament. Dlaczego wszystkie obiekty, takie jak potwornie opancerzony czołg można w tak prosty sposób zniszczyć? Nawet wyrzutnia rakiet to sprawa wymagająca tylko kilku kulek! Rozumiem, że najnowocześniejszy helikopter może i jest taki wspaniały i niepokonany, jednak potraktowanie realizmu w ten sposób świadczy o podejściu do tematu z punktu widzenia typowej strzelaniny. Mimo, że nie mamy tutaj nieograniczonej ilości naboi i tysiąca celów, to pełnowartościową symulacją bym tego produktu raczej nie nazwał. Ale dobrą strzelaniną – na pewno.

Arsenał jest niestety ubogi. Działko 20mm potrafi nieźle pokiereszować praktycznie każdy słabo opancerzony cel. Mocniejszymi budynkami czy statkami zajmą się rakiety niekierowane, skuteczniejsze, ale niestety zabierane w dużo mniejszych ilościach. Do eliminacji celów powietrznych mamy samonaprowadzające rakiety typu Stinger, a bardziej niebezpieczne obiekty można zniszczyć z ukrycia kierowanymi wiązką lasera Maverick’ami. Te ostatnie są bardzo silne, jednak, aby zaliczyć trafienie, cel musi być cały czas widoczny w kwadracie symbolizującym zasięg lasera. Czasami możemy skorzystać z pomocy nalotów, jednak są to sporadyczne sytuacje, a taka broń nadaje się tylko do eliminowania większych baz czy fabryk, gdyż ruchome cele znikną z pola rażenia, zanim spadnie pierwsza rakieta. Na każdej misji możemy wybrać sobie uzbrojenie wedle własnych upodobań. Można na przykład dołączyć specjalne „skrzydła” (EFAMS), dzięki czemu możliwe będzie podczepienie dodatkowego uzbrojenia, ale równocześnie wzrośnie prawdopodobieństwo wykrycia przez przeciwnika, podobnie jak w przypadku lotu z opuszczonym podwoziem czy otwartymi lukami uzbrojenia.

Przejdźmy do oprawy audiowizualnej całego produktu. Z bólem serca muszę przyznać, że wspomniana wcześniej wspaniała grafika na screenach właśnie na nich prezentuje się najlepiej. W praktyce jakość nie jest już tak piorunująca. Nie zrozumcie mnie jednak źle – wszystkie te smaczki, jak wzbijany śmigłami kurz czy falująca pod napływem powietrza woda to majstersztyk. Duża ilość wielokątów składających się na siatki obiektów wpływa na całość bardzo dobrze i przybliża grę do granicy doskonałości. Szczególnie ciekawie wyglądają miasta, z wieżowcami w roli głównej, co jest kolejną nowością.