Borderlands: Claptrap's New Robot Revolution - recenzja gry
Czwarty dodatek do Borderlands jest jednocześnie pierwszym, za którego powstanie nie odpowiada firma Gearbox Software. Czy nowy deweloper poradził sobie z zadaniem i stworzył produkt równie dobry, co poprzednie rozszerzenia?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Po trwającej ponad pół roku przerwie firma 2K Games zdecydowała się uszczęśliwić miłośników gry Borderlands, wydając kolejny, czwarty już, dodatek DLC. Przygotowanie nowego rozszerzenia powierzono studiu Darkside Game, które choć wcześniej maczało palce w tworzeniu kilku znanych tytułów (m.in. drugiego BioShocka), to jednak do tej pory nie mogło pochwalić się żadną autorską produkcją. Debiutanckie dzieło amerykańskiego dewelopera nie wypadło niestety zbyt okazale –Claptrap’s New Robot Revolution to zdecydowanie najsłabszy epizod spośród wszystkich, jakie ukazały się do tej pory.
Po lekturze krótkiego opisu, wyświetlanego na stronach systemu elektronicznej dystrybucji Steam, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z wyjątkowo solidnym dodatkiem. Nie dość że zabawna opowieść o buncie pociesznych robotów doskonale wpisuje się w odjechaną konwencję gry, to przyzwoicie prezentują się również liczby: mamy tu 7 misji głównych, 14 pobocznych, 6 premierowych terenów do eksploracji, 11 bossów (w tym pięciu zupełnie nowych), a także masę przeciwników do odstrzału i przedmiotów do kolekcjonowania. Dobrze to jednak wygląda tylko na papierze, bo podczas zabawy okazuje się, że mimo tych wielu „innowacji” Claptrap’s New Robot Revolution to rozszerzenie przeciętne i niestanowiące żadnego wyzwania dla kogoś, kto w Borderlands grał dłużej niż pół godziny.
Największą bolączką dodatku jest skandalicznie niski poziom trudności. Bez względu na to, jakim bohaterem teleportujemy się do otwierającej zmagania lokacji, przeciwnicy zawsze okazują się słabsi o kilka poziomów doświadczenia, przez co ich likwidacja jest bajecznie prosta. W grze nie brakuje sytuacji, w których trzeba stoczyć bój z kilkunastoma wrogami naraz, ale co z tego, skoro wyjście ze starcia obronną ręką to betka. Nawet częste walki z bossami nie sprawiają kłopotu. Choć niektórzy oponenci budzą respekt swoimi rozmiarami, by posłać ich do piachu, wystarczy po prostu ładować, ile fabryka dała. W Claptrap’s New Robot Revolution nie udało mi się ani razu wyzionąć ducha (jeden Second Wind i to podczas finałowej walki!), co najlepiej świadczy o tym, że panowie z Darkside Game Studios pokpili sprawę.
Tytuł rozszerzenia zobowiązuje, więc głównymi przeciwnikami są w nim małe, zabawne, roboty, które tym razem, zamiast pomagać graczom, chwytają za broń. Podczas zmagań natrafiamy na kilka typów tych uroczych jednostek, m.in. Claptrapy wyposażone w rękawice bokserskie i atakujące w zwarciu, partyzantów uzbrojonych w karabiny i strzelby czy samobójców, wysadzających się w powietrze tuż obok bohaterów. Równie licznie w grze reprezentowani są żołnierze Hyperionu, którzy walczą po stronie „roboliantów” i generalnie stanowią odrobinę większe wyzwanie – zwłaszcza, gdy na placu boją pojawią się jednostki uzbrojone w kuloodporne tarcze. W Claptrap’s New Robot Revolution spotykamy ponadto znanych już doskonale wrogów w nieco innych wersjach, m.in. Skagi i Raaki, z charakterystycznymi pojemnikami na głowach.