Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 września 2010, 11:46

R.U.S.E. - recenzja gry - Strona 2

Mimo że na dobrą sprawę R.U.S.E. nie różni się niczym od tradycyjnych RTS-ów, gra sprawia wrażenie świeżej i oryginalnej, w czym zasługa kapitalnego pomysłu na sposób prezentacji akcji.

Złożona z dwudziestu trzech misji kampania zrealizowana jest w typowym dla większości RTS-ów stylu. Na początku R.U.S.E. oddaje nam do dyspozycji najprostsze jednostki oraz mozolnie wpaja podstawowe zasady rządzące na polu bitwy. Tak uczymy się, że piechota o wiele lepiej radzi sobie w walce, gdy schowamy ją w miastach lub w lasach, że ukryte w gąszczu drzew jednostki wroga najpierw należy wykryć za pośrednictwem jednostek zwiadowczych, że kluczem do utrzymania pozycji jest prawidłowe rozmieszczenie wojsk itd. Z czasem otrzymujemy coraz lepsze wyposażenie, a w późniejszych misjach pojawia się także opcja rozbudowy infrastruktury, która ze względu na swoje strategiczne znaczenie (możliwość powoływania do życia nowych oddziałów), staje się głównym celem ataków przeciwnika.

Z typowymi przedstawicielami gatunku R.U.S.E. ma jeszcze jedną cechę wspólną – powolny, ale systematyczny wzrost poziomu trudności. W początkowych misjach problemu nie ma, bo gra niemal prowadzi użytkownika za rękę, ale gdy wylądujemy w Normandii, trzeba wszystkie zdobyte wcześniej nauki skutecznie wykorzystać. Wróg lubi nacierać z kilku stron jednocześnie, próbuje atakować nasze tyły, do walki kieruje zróżnicowane typy wojsk, które muszą zostać zdjęte przez odpowiednie jednostki (działa tu zasada kamień – papier – nożyce), a w tym całym bałaganie trzeba jeszcze pilnować produkcji jednostek, utrzymywać linie zaopatrzenia i kierować posiłki w te miejsca, gdzie są one najbardziej potrzebne.

Piechota nie ma szans w walce z czołgami na otwartej przestrzeni,ale gdy ukryje się w lesie, staje się trudnym przeciwnikiem.

Na szczęście dla grającego R.U.S.E. pozwala w dowolnych momentach zabawy sięgać po asy z rękawa, które w różny sposób pomagają przechylić szalę zwycięstwa na stronę aliantów. Mowa oczywiście o tytułowych fortelach, czyli mocach specjalnych, uaktywnianych na życzenie w trakcie rozgrywki. Jak to działa? Bardzo prosto. Program oddaje do dyspozycji dowódcy kilka ułatwień, np. możliwość ukrycia sojuszniczych jednostek przed wzrokiem przeciwnika lub przyspieszenia wszystkich wojsk w danym sektorze. Liczba forteli jest stale ograniczona, więc jeśli wydamy punkty niezbędne do ich odpalenia, trzeba cierpliwie poczekać na ich powtórne zgromadzenie. Oczywiście wraz z naszymi postępami w kampanii repertuar owych „magicznych mocy” stale się powiększa, więc im brniemy dalej, tym robi się ciekawiej.

Połączenie wszystkich wymienionych wyżej elementów dało piorunujący efekt. Gra autentycznie wciąga jak bagno, bo ani przez chwilę nie pozwala się nudzić – cały czas trzeba mieć oczy dookoła głowy i na bieżąco reagować na wszelkie zagrożenia. Jednocześnie trzeba wykazać się zmysłem taktycznym i umiejętnie przesuwać swoje jednostki naprzód, by osiągnąć wyznaczone przez dowództwo cele. R.U.S.E. kładzie bardzo mocny nacisk na planowanie – zaniedbanie którejś z kluczowych czynności, np. zwiadu, zazwyczaj okazuje się tragiczne w skutkach. Tylko przez własną głupotę doprowadziłem do sytuacji, w której kolumna pancerna została rozbita w mgnieniu oka przez garstkę ukrytych pomiędzy budynkami żołnierzy, bo nie chciało mi się „tracić” czasu na rekonesans.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej