Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 12 września 2010, 12:30

autor: Marcin Łukański

Halo: Reach - recenzja gry - Strona 3

Coś się kończy, coś się zaczyna. Halo: Reach to ostatnia część niezwykle popularnej serii stworzona przez studio Bungie. Czy twórcy godnie pożegnali się z fanami?

Poza zmianami zapożyczonymi z ODST w Halo: Reach znajdziemy specjalne umiejętności. W świecie gry przedstawione są one za pomocą małych dysków wyświetlających stosowny hologram. Możemy ze sobą „nieść” jedną taką zdolność i jeśli chcemy użyć innej, to musimy zrezygnować z obecnie posiadanej. W sumie mamy ich sześć: sprint, tarczę, hologram, osłonę, niewidzialność oraz jet pack. Umieszczenie sprintu jako specjalnej umiejętności może wydać się troszkę absurdalne (i w pewnym sensie jest), ale równocześnie wprowadza dodatkowe dylematy w czasie wyboru odpowiedniej zdolności. Możliwość szybkiego przemieszczania się bardzo często ratuje nam skórę, szczególnie gdy chcemy uniknąć ostrzału z broni wysoko kalibrowej. Tarcza to typowa chroniąca nas niebieska „bańka” znana z serii Halo i osobiście używałem jej najrzadziej. Z pewnością swoje atuty pokaże w trybie multiplayer, co zresztą już niejednokrotnie czyniła w poprzednich częściach. Hologram to nowość, która wysyła duplikat naszej postaci. Pozwala on zmylić przeciwników i wykorzystać ogólny chaos na naszą korzyść. Osłona powoduje, że zatrzymujemy się w miejscu, ale za to na pewien czas jesteśmy niewrażliwi na wszelkie ataki. Według mnie to zdecydowanie najbardziej przydatna umiejętność, umożliwiająca przetrwanie niejednej, zdawałoby się krytycznej, sytuacji. Niewidzialność działa troszkę inaczej w trybie multiplayer i w trybie dla pojedynczego gracza. W kampanii sprawia, że stajemy się niewidoczni, ale tylko wtedy, gdy stoimy w miejscu. W trybie multi dzieje się tak niezależnie od tego, czy stoimy, czy biegniemy. Oznacza to, że w singlu zdolność ta jest średnio przydatna. Jet pack to ostatnia ze specjalnych zdolności, a zarazem umiejętność, której trzeba użyć w kilku miejscach, aby dotrzeć do celu misji. Swoje atuty pokazuje jednak przede wszystkim w trybie dla wielu graczy. Warto zwrócić uwagę, że każda ze specjalnych zdolności ma określony czas działania i po jego wyczerpaniu musimy swoje odczekać, nim będzie dostępna ponownie.

W nowym trybie multiplayer mamy okazję wcielenia się w rasę obcych.

Dodanie do zabawy owych umiejętności może się wydawać zbędnym bajerem, ale w czasie przechodzenia kampanii szybko łapiemy się na tym, że co chwilę z nich korzystamy. Co ciekawe, używanie ich wydaje się zupełnie naturalne i błyskawicznie się z nimi oswajamy. Wnoszą one nie tylko wiele dynamiki do rozgrywki (nasi towarzysze też z nich korzystają), ale również wprowadzają nowe strategie w czasie walki. Wyraźnie widać, że jeśli Bungie decyduje się na coś nowego, to jest to element dokładnie przemyślany, a nie dodany tylko dla zasady. Zresztą nie ma co ukrywać, że poza sześcioma zdolnościami oraz kilkoma rodzajami broni nowości w samym systemie rozgrywki po prostu brak. Z jednej strony jest to zrozumiałe – Halo ma ogromną rzeszę fanów i zmienienie stylu zabawy mogłoby okazać się samobójem. Bungie, tworząc swoją ostatnią grę w tym uniwersum, nie mogło sobie na coś takiego pozwolić. Z drugiej jednak strony troszkę szkoda, że ten bardzo radykalny, wręcz konserwatywny styl rozgrywki nie uległ właściwie żadnym przeobrażeniom. Tak czy inaczej w Halo: Reach, tak jak w każde Halo, gra się wyśmienicie, szczególnie na wyższych poziomach trudności. Świetna konstrukcja misji i ich urozmaicenie tylko dodają smaczku i powodują, że bardzo trudno oderwać się od konsoli. Nie wspominając oczywiście o przechodzeniu kampanii w trybie współpracy, który jest swoistą wisienką na torcie.