Mafia II - recenzja gry - Strona 4
Najbardziej oczekiwana gra tego roku wreszcie ujrzała światło dzienne. Czy twórcom nowej Mafii udało się stworzyć produkt na miarę kultowego pierwowzoru? Przekonajcie się sami czytając naszą recenzję.
Zgrabne połączenie tego wszystkiego w całość nie było z pewnością łatwe, ale wysiłek Czechów opłacił się:w trakcie zabawy trudno odnieść wrażenie, że ciągle robimy to samo. Autorzy cały czas starają się zaskoczyć grającego: a to ubarwiają opowieść kapitalnie zrealizowanymi cut-scenkami, a to znów wtykają w garnitur zachowań Vita niestandardowe, jednorazowe czynności. Nie ma mowy o znużeniu, które zaczyna dominować po dłuższym kontakcie z przedstawicielami serii Grand Theft Auto. Mafia II to piekielnie mocny strzał między oczy. Czeski produkt wciąga tak bardzo, że zanim zdążycie się znudzić, będziecie oglądać napisy końcowe.
Zmagania ukończyłem na ostatnim poziomie trudności, bo udostępniona kilka tygodni wcześniej wersja prasowa była dziecinnie prosta i obawiałem się, że z „pełniakiem” będzie podobnie. Na szczęście tym razem wszystko działało jak należy i gra okazała się wyzwaniem, choć wyraźnie łatwiejszym od „jedynki”. W sumie przejście nowej Mafii zajęło mi niespełna jedenaście godzin, przy czym grzecznie wypełniałem kolejne misje, a nie wałęsałem się po mieście bez celu. To ostatnie nie ma zresztą większego sensu, bo w Empire Bay nie ma nic do roboty. Jedna krótka misja poboczna to trochę za mało, żeby odciągnąć użytkownika od wypełniania podstawowych zadań.
Druga Mafia może jawić się jako doskonały produkt, ale do ideału jednak trochę mu brakuje. Radość z zabawy psują różnej maści mankamenty, wynikające z niedopracowana programu. Praktycznie każdy element rozgrywki potrzebuje mniejszej lub większej korekty, co widać gołym okiem już po godzinie zabawy. Przykłady? Bardzo proszę. Zacznijmy od walk na pięści, które są potwornie schematyczne i nie wymagają praktycznie żadnych umiejętności. Pojedynki to zwykłe klikadła, które sprowadzają się do trzymania bloku i oczekiwania na ruch przeciwnika. Szanse na zwycięstwo leżą wyłącznie w udanych kontratakach. Nie ma w nich żadnej finezji, a o tym, czy bójkę wygramy, na ogół decyduje szczęście, bo uderzenia czasem są celne, a czasem nie. Czysta loteria.
Także wymiana ognia pozostawia sporo do życzenia. Przeciwnicy są niewiarygodnie tępi, z reguły poruszają się tylko po ustalonych ścieżkach, co widać, gdy powtarzamy kilkakrotnie jakiś fragment rozgrywki. Niby potrafią chować się za przeszkodami, ale co z tego, skoro wówczas tkwią uparcie w jednym punkcie i wystarczy cierpliwie poczekać, aż wychylą łeb, by zaliczyć pięknego headshota. W delektowaniu się strzelaninami przeszkadza nie tylko marna inteligencja wrogów, ale również skrypty – w niektórych lokacjach zaprogramowano zachowanie żołnierzy wroga, w wyniku czego zawsze postępują oni tak samo, np. kiedy próbujemy dostać się na dach budynku pod koniec gry, na schody zawsze zostaje rzucony granat. Można było pokusić się o coś zdecydowanie ambitniejszego. Od takich rozwiązań są gry z serii Call of Duty.
Dyskusyjne w Mafii II jest także zachowanie policji – stróże prawa potrafią dostrzec z pędzącego radiowozu Vita, który schował się w ciemnym zaułku, a innym razem nie reagują, gdy pod ich nosem bohater tłucze przechodnia na ulicy. W sieci krąży absurdalny film z dema, w którym stojący w krzakach Scaletta zabija ludzi, a następnie nieświadomych niebezpieczeństwa policjantów biegnących na miejsce zdarzenia. Żaden z nich nie jest w stanie dostrzec zabójcy, który jest częściowo ukryty w żywopłocie kilka metrów dalej. Takie kwiatki to w tej grze normalka. Niestety.