Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 sierpnia 2010, 12:08

Mafia II - recenzja gry - Strona 4

Najbardziej oczekiwana gra tego roku wreszcie ujrzała światło dzienne. Czy twórcom nowej Mafii udało się stworzyć produkt na miarę kultowego pierwowzoru? Przekonajcie się sami czytając naszą recenzję.

Zgrabne połączenie tego wszystkiego w całość nie było z pewnością łatwe, ale wysiłek Czechów opłacił się:w trakcie zabawy trudno odnieść wrażenie, że ciągle robimy to samo. Autorzy cały czas starają się zaskoczyć grającego: a to ubarwiają opowieść kapitalnie zrealizowanymi cut-scenkami, a to znów wtykają w garnitur zachowań Vita niestandardowe, jednorazowe czynności. Nie ma mowy o znużeniu, które zaczyna dominować po dłuższym kontakcie z przedstawicielami serii Grand Theft Auto. Mafia II to piekielnie mocny strzał między oczy. Czeski produkt wciąga tak bardzo, że zanim zdążycie się znudzić, będziecie oglądać napisy końcowe.

Vito nie potrafi strzelać zza kółka.W Mafii II rolę tę przejmują jego towarzysze.

Zmagania ukończyłem na ostatnim poziomie trudności, bo udostępniona kilka tygodni wcześniej wersja prasowa była dziecinnie prosta i obawiałem się, że z „pełniakiem” będzie podobnie. Na szczęście tym razem wszystko działało jak należy i gra okazała się wyzwaniem, choć wyraźnie łatwiejszym od „jedynki”. W sumie przejście nowej Mafii zajęło mi niespełna jedenaście godzin, przy czym grzecznie wypełniałem kolejne misje, a nie wałęsałem się po mieście bez celu. To ostatnie nie ma zresztą większego sensu, bo w Empire Bay nie ma nic do roboty. Jedna krótka misja poboczna to trochę za mało, żeby odciągnąć użytkownika od wypełniania podstawowych zadań.

Druga Mafia może jawić się jako doskonały produkt, ale do ideału jednak trochę mu brakuje. Radość z zabawy psują różnej maści mankamenty, wynikające z niedopracowana programu. Praktycznie każdy element rozgrywki potrzebuje mniejszej lub większej korekty, co widać gołym okiem już po godzinie zabawy. Przykłady? Bardzo proszę. Zacznijmy od walk na pięści, które są potwornie schematyczne i nie wymagają praktycznie żadnych umiejętności. Pojedynki to zwykłe klikadła, które sprowadzają się do trzymania bloku i oczekiwania na ruch przeciwnika. Szanse na zwycięstwo leżą wyłącznie w udanych kontratakach. Nie ma w nich żadnej finezji, a o tym, czy bójkę wygramy, na ogół decyduje szczęście, bo uderzenia czasem są celne, a czasem nie. Czysta loteria.

Także wymiana ognia pozostawia sporo do życzenia. Przeciwnicy są niewiarygodnie tępi, z reguły poruszają się tylko po ustalonych ścieżkach, co widać, gdy powtarzamy kilkakrotnie jakiś fragment rozgrywki. Niby potrafią chować się za przeszkodami, ale co z tego, skoro wówczas tkwią uparcie w jednym punkcie i wystarczy cierpliwie poczekać, aż wychylą łeb, by zaliczyć pięknego headshota. W delektowaniu się strzelaninami przeszkadza nie tylko marna inteligencja wrogów, ale również skrypty – w niektórych lokacjach zaprogramowano zachowanie żołnierzy wroga, w wyniku czego zawsze postępują oni tak samo, np. kiedy próbujemy dostać się na dach budynku pod koniec gry, na schody zawsze zostaje rzucony granat. Można było pokusić się o coś zdecydowanie ambitniejszego. Od takich rozwiązań są gry z serii Call of Duty.

Bójki to stały element gry.Niestety, ich wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

Dyskusyjne w Mafii II jest także zachowanie policji – stróże prawa potrafią dostrzec z pędzącego radiowozu Vita, który schował się w ciemnym zaułku, a innym razem nie reagują, gdy pod ich nosem bohater tłucze przechodnia na ulicy. W sieci krąży absurdalny film z dema, w którym stojący w krzakach Scaletta zabija ludzi, a następnie nieświadomych niebezpieczeństwa policjantów biegnących na miejsce zdarzenia. Żaden z nich nie jest w stanie dostrzec zabójcy, który jest częściowo ukryty w żywopłocie kilka metrów dalej. Takie kwiatki to w tej grze normalka. Niestety.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej