Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 stycznia 2002, 13:34

autor: Borys Zajączkowski

Real War - recenzja gry - Strona 5

Real War to strategia czasu rzeczywistego, której akcja przenosi graczy do roku 2007, gdzie jako głównodowodzący sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych zmagać się oni będą z międzynarodowymi grupami terrorystycznymi.

Wspomniałem w ten czy inny sposób parę razy, że grafika w „Real War” pozostawia wiele do życzenia, a w czasie, gdy erteesów pojawia się zatrzęsienie, to właśnie ona przede wszystkim zapewnia im odróżnialność. Dlatego czuję się zobowiązany temat ten nieco rozwinąć. Zostawmy już na boku interfejs, któremu naurągałem już na samym początku i przyjrzyjmy się, jak wygląda najistotniejszy wizualnie element każdej gry – główny ekran, na którym toczy się cała zabawa. Jak wszystko inne tak i on ma się dziwnie i niejednolicie. Budyneczki bywają ładne, a bywają szkaradne, podobnie rzecz się ma z terenami. Poszczególne jednostki mniej się pod względem precyzji wykonania różnią, gdyż wszystkie wyglądają jak wycięte z puszki po sardynkach. :-( Na plus jednak zaliczyć im trzeba to, że na pierwszy rzut oka, nawet przy dużym pomniejszeniu mapy, widać z czym mamy do czynienia. Animacje ruchomych obiektów znów cierpią na niedopracowanie – wybuchające pojazdy wylatują w powietrze, pociski artyleryjskie pozostawiają po sobie leje, ale już czołgi wgnieceń w śniegu nie robią, a zakręty biorą nierzadko jak Hołowczyc na oblodzonej trasie..

Najbardziej jednak niedopracowanie „Prawdziwej wojny” przejawia się we wszechobecnych drobnych pluskwach, które zapewne czekają na stosowną łatkę. A to jakieś menu nie chce zejść z ekranu, a to jakiś wóz bojowy wchłonie krzaczek i nie może już z niego zjechać, a to jakaś kolumna posłana do ataku dojedzie na miejsce w połowie, bo reszta pobłądzi po drodze w zagajniku... Dodatkowo brak sensownej pauzy znakomicie utrudnia wydawanie rozkazów do ataku na rozpędzone jednostki. Również polskie tłumaczenie dodało jeszcze kilka niedoróbek w postaci pojawiających się tu i ówdzie dwujęzycznych tekstów. Niby da się z tym wszystkim żyć, ale żyłoby się przyjemniej, gdyby pod warstwą byle jak poskręcanych kabelków znajdował się fantastyczny mechanizm stanowiący niewyczerpane źródło grywalności, a tak się nie dzieje.

Nakląłem się a napsioczyłem, a przecież jednak wyniosłem z gry w „Real War” wrażenie, że jest to ertees fajny i czas najwyższy się do tego przyznać. Dowodzimy w nim jakby prawdziwymi jednostkami, które się psują i naprawiają, którym się kończy amunicja, które potrafią atakować i bronić się na różne sposoby i które posiadają tym samym spory potencjał do wykorzystania. Przed każdą misją dostajemy dokładną odprawę z mapą i z dowódcą omawiającym cele i zagrożenia, którym będziemy zmuszeni stawić czoła. Tereny w poszczególnych misjach są zróżnicowane, a same mapy bywają często bardzo duże i tym samym pozwalają na obmyślenie różnych strategii wykonania takiego czy innego zadania. Jednak tak sobie myślę, że fakt, iż dla mnie gra jest fajna ma trochę inny wymiar – dostałem ją za darmo, pograłem tyle, ile uważałem za stosowne, by ją jako tako poznać i wyrobić sobie o niej jakieś zdanie, a za niniejszą recenzję dostanę jeszcze honorarium; poczym zajmę się kolejną produkcją. Gracz, który zdecyduje się na jej zakup (50 złotych to stosunkowo niewiele, lecz piechotą nie chodzi) może wcale nie uznać, że gra, w której komputer zachowuje się często idiotycznie, a zwiększenie stopnia trudności nie podnosi jego inteligencji, lecz zwiększa środki, którymi dysponuje – że taka gra jest fajna. Koniec końców, strategii czasu rzeczywistego jest na rynku zatrzęsienie i naprawdę jest z czego wybierać, również w tej kategorii cenowej.

Shuck