Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 sierpnia 2010, 13:25

autor: Adam Kaczmarek

ArmA II: Operation Arrowhead - recenzja gry - Strona 2

Swojskie klimaty Europy Wschodniej w Operation Arrowhead ustąpiły piaskom Takistanu. Czy Czesi z Bohemia Interactive utrzymali w rozszerzeniu do Army wysoką formę?

Nowe zabawki dla missionmakerów zapewne nie zainteresują przeciętnych graczy, którzy najczęściej czekają na gotowe misje. W moim mniemaniu Bohemia postąpiła perfekcyjnie, stawiając na ich różnorodność. Kampania przykładowo pozwala wcielić się w pilota śmigłowca Apache, dowódcę oddziału specjalnego Delta i czołgistę w trakcie inwazji na reżim pułkownika Aziza. Scenariuszy jest dziewięć, przy czym nie zawsze dostąpimy zaszczytu udziału w każdym z nich. W trakcie wykonywania zadań widoczne są rozgałęzienia, kierujące fabułę na inne tory. Jedyne wady, jakie mógłbym wytknąć kampanii, to przeszarżowana końcówka i długość. Całość można ukończyć w jeden wieczór, ale w dobie *szybkich* superprodukcji jest to zarzut wagi lekkiej. Świetnie natomiast rozwiązano misje treningowe, przygotowujące żółtodziobów do właściwej rozgrywki. Twórcy zamieścili samouczki dowodzenia oddziałem, skoków spadochronowych, udzielania pomocy rannym czy nawet korzystania ze wsparcia. Dzięki temu z pozoru skomplikowana obsługa Arrowheada staje się po treningu łatwa i pomijając kilka czynników, przypomina raczej kontrolę nad bohaterem w typowej strzelaninie. Jest to niezmiernie ważne, gdyż za serią ciągną się dziwne mity, opisujące Armę jako grę wymagającą podłączenia naraz trzech klawiatur i pięciu myszek. To oczywiście bzdura do kwadratu.

Najlepsza metoda szpiegowania – latający UAV z FLIR-em.

Operation Arrowhead wprowadza również cztery nowe strony konfliktu: armię Stanów Zjednoczonych, oddziały NATO (złożone z czeskiego KSK oraz niemieckich speców z Bundeswehry), wojska Takistanu oraz lokalną bojówkę. Oczywiście nietrudno zgadnąć, że znowu mamy do czynienia z kiepskim wyważeniem sił. Jankesi dysponujący solidnymi czołgami typu Abrams z palcem w nosie pokonują siły Takistanu, które mają na wyposażeniu stare i wyżyłowane T-55. Tak samo zresztą prezentują się pojazdy lekkie – Humvee w pustynnym kamuflażu i ze wzmocnionym pancerzem zamieniają w pył UAZ-y z karabinami maszynowymi czy nawet zagrabione Land Rovery partyzantów. Oczywiście można sobie utrudnić zadanie i zatrzeć braki w balansie umiejętnym rozłożeniem liczby jednostek. Inna bajka to ich graficzna jakość, a ta jest bardzo dobra. Nie ma chyba w OA pojazdu, który odstawałby wizualnie od reszty. Wszystko dopięte jest na ostatni guzik i dopracowane w najdrobniejszych detalach. Dotyczy to także nowych rodzajów broni, zwłaszcza SCAR-ów, które wymodelowano do najmniejszej śrubki.

Silnik graficzny i fizyczny jest oczywiście taki sam jak w ArmA II. Jednakże w procesie developingu udało się zaimplementować kilka nowości. Przykładowo po raz pierwszy w serii pojawia się niepowtarzalny (tu gromkie brawa), a przede wszystkim działający realistycznie system termowizyjny FLIR, występujący się nie tylko w pojazdach z grubym kalibrem, ale również w orężu na wyposażeniu zwykłych piechurów. Wykrywanie rozgrzanych, wrogich patroli ze sporego dystansu sprawia niesamowitą frajdę i częściowo niweluje niedostatek terenów zielonych na obszarze Takistanu. Wcześniej człowiek po prostu zwiewał przed pociskami za drzewa, a teraz może zadbać o to, by wymiana ognia w ogóle nie doszła do skutku.