Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 30 lipca 2010, 14:26

StarCraft II: Wings of Liberty - recenzja gry - Strona 2

Wielki powrót legendy czy wielki niewypał? Czy StarCraft II, najnowsze dzieło firmy Blizzard Entertainment, spełnia pokładane w nim nadzieje, czy też razi niewielką liczbą zmian? Sprawdź sam! Oto recenzja jednej z najgorętszych premier tego roku.

Scenariusze cechują się dużą różnorodnością, za co ich projektantom należą się ogromne brawa. Choć StarCraft II nie ucieka od tradycyjnego schematu: „rozbuduj bazę, sformuj armię i atakuj”, naprawdę rzadko trafiają się potyczki, których celem jest klasyczna rozwałka przeciwnika. Gra non stop czymś zaskakuje. A to trzeba chronić cywilów przed atakiem zainfekowanych ludzi, innym znów razem musimy stworzyć siły szybkiego reagowania, by kontrolowały mapę i nie dopuszczały Protosów do rozsianych po całej planszy instalacji. Są tu także misje eskortowe, obronne i typowo przygodowe scenariusze, gdzie dowodzimy wyłącznie jednym bohaterem i z pomocą jego unikatowych zdolności próbujemy wykonać karkołomne zadanie. W rezultacie trudno narzekać na nudę, bo i świetnych pomysłów Blizzardowi nie zabrakło. Przekonacie się o tym zresztą sami, gdy przyjmiecie zlecenie na wydobycie kryształów na pewnej wulkanicznej planecie i zobaczycie, jakaż to niespodzianka czeka na jej powierzchni.

Nowy StarCraft oferuje sporą dowolność w wyborze misji. Tylko na początku rozgrywki musimy wykonywać zadania zgodnie z ustalonym porządkiem. Kiedy wraz z Jimem Raynorem trafiamy na pokład Hyperiona, otrzymujemy dostęp do gwiezdnej mapy, na której zaznaczonych jest kilka planet. Lot ku wybranemu systemowi jest równoznaczny z przyjęciem konkretnego zlecenia – w tym samym momencie rozpoczyna się właściwa zabawa. Co ciekawe, niekiedy można dokonywać też wyborów w obrębie jednego scenariusza – StarCraft II kilkakrotnie stawia gracza przed takim dylematem. W zależności od tego, komu zaufamy i której opcji będziemy wierni, ta sama batalia potoczy się w inny sposób. Niewątpliwie jest to ciekawe urozmaicenie i jednocześnie zachęta, by przynajmniej z niektórymi misjami spróbować uporać się dwukrotnie.

Niektóre misje można rozegrać na dwa sposoby.Wybór przynosi określone korzyści.

Hyperion pełni w grze również inną rolę – na pokładzie statku można porozmawiać z bohaterami niezależnymi, obejrzeć w telewizji stronniczy do bólu magazyn informacyjny, zakupić ulepszenia jednostek i budynków, wynająć najemników, a nawet przeprowadzić badania naukowe w oparciu o zdobyte artefakty. Każdej z tych opcji warto poświęcić kilka chwil, zwłaszcza, że oferują one udogodnienia, które bezpośrednio pomogą nam na placu boju. Ta część gry stanowi świetne uzupełnienie klasycznych misji, a także przywołuje wspomnienia – jeśli ktoś z Was pamięta serię Wing Commander, bez trudu domyśli się dlaczego.

Kampania zrealizowana jest bardzo sprawnie również od strony fabularnej. Pomiędzy misjami oglądamy przerywniki na silniku gry (obłędnie zrealizowane prerenderowane filmy również są obecne od czasu do czasu), rozwijające główny wątek, a nieobowiązkowe rozmowy z bohaterami zgromadzonymi na pokładzie Hyperiona pozwalają uzupełnić wiedzę o aktualnych wydarzeniach. Centralną postacią opowieści – jak nietrudno się domyślić – jest Jim Raynor i to właśnie w niego wciela się gracz. Akcja rozgrywa się cztery lata po wydarzeniach, które miały miejsce w pierwszym StarCrafcie i jego oficjalnym rozszerzeniu Brood War. Były szeryf nęka coraz śmielszymi atakami Dominium Terran, zmierzając do ostatecznej konfrontacji ze swoim odwiecznym wrogiem, Arcturusem Mengskiem. Sprawy komplikują się, gdy do walki dołączają Zergi pod wodzą Królowej Ostrzy, a także próbujący kontrolować sytuację Protosi. Spotkanie reketierów Raynora z obiema obcymi rasami jest nieuniknione, choć trzeba przyznać, że to jednak ludzie są głównymi przeciwnikami Terran w grze.

Ukończenie wszystkich misji z kampanii, w zależności od umiejętności grającego, powinno zająć od 15 do 20 godzin – to zupełnie przyzwoity wynik jak na RTS-a. Zabawę można wydłużyć, podnosząc poziom trudności, a także próbując zdobyć rozmaite osiągnięcia. Tak, znane z World of WarCraft achievementy pojawiają się również w nowym StarCrafcie i jest ich naprawdę mnóstwo – w samej tylko kampanii Terran około setki, a w całej dużo, dużo więcej! Oczywiście na przygodach Jima Raynora rozgrywka w singlu się nie kończy. Jak już wcześniej wspomniałem, produkt Blizzarda oferuje również ciekawe wyzwania oraz tryb skirmish – jeżeli kogoś rajcuje gnębienie sztucznej inteligencji, może to robić tygodniami, miesiącami, a nawet latami.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej