Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 1 lipca 2010, 12:06

autor: Michał Basta

Transformers: Wojna o Cybertron - recenzja gry

Gry z popularnymi Transformerami nie cieszyły się do tej pory uznaniem graczy. Czy Wojna o Cybertron odmieni ten niekorzystny stan rzeczy?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Transformery to jedne z najpopularniejszych zabawek, cieszących się od połowy lat 80 niesłabnącym powodzeniem. Do niezliczonej ilości figurek, komiksów czy seriali od jakiegoś czasu nieskutecznie próbują dołączyć gry wideo. Poirytowani wielbiciele wielkich robotów nie otrzymali bowiem jeszcze pozycji, która spełniłaby ich oczekiwania. Ale właśnie to może zmienić najnowszy produkt High Moon Studios o podtytule Wojna o Cybertron.

Akcja gry przenosi nas na rodzimą planetę Transformerów, tytułowy Cybertron, na wiele lat przed tym, nim roboty trafiły na Ziemię. Trwa wyniszczająca wojna domowa między Deceptikonami i Autobotami. Szala zwycięstwa przechyla się na stronę tych pierwszych w momencie, kiedy ich przywódca Megatron odnajduje potężne źródło energii, nazywane czarnym energonem. Wie, że dzięki niemu może rozprawić się ze swoimi przeciwnikami i uzyskać władzę, której nikt nie będzie w stanie się przeciwstawić.

Cała kampania została podzielona na dziesięć rozdziałów – w pierwszych pięciu kierujemy poczynaniami Deceptikonów, natomiast w kolejnych próbujemy pokrzyżować ich plany, wcielając się w Autoboty. Wprawdzie epizody ułożone są chronologicznie, to znaczy – zabawę zaczynamy od części poświęconej Deceptikonom, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby od razu przeskoczyć do Autobotów. Jak nietrudno się domyślić, fabuła stanowi jedynie pretekst do wydarzeń rozgrywanych na ekranie, więc niech nikt nie nastawia się na epicką opowieść czy niespodziewane zwroty akcji. To po prostu wałkowany miliony razy motyw walki dobra ze złem.

Na Cybertronie spotkamy wszystkie możliwe odmiany metali.

O ile przedstawiona w grze opowieść niczym nie zaskakuje, o tyle utrzymana w starym stylu rozgrywka już tak. W dobie coraz bardziej wymyślnych rozwiązań Wojna o Cybertron stawia na zupełną prostotę. Nie ma tu miejsca na żadne wydawanie rozkazów czy skomplikowane taktyki. Zamiast tego, podobnie jak w starszych produkcjach, po prostu przemy przed siebie i niszczymy wszystko, co staje nam na drodze. Autorzy zrezygnowali nawet z podstawowego elementu obecnych gier akcji, czyli z systemu osłon. Na pierwszy rzut oka brak możliwości przylegania do obiektów z otoczenia wydaje się strzałem we własną stopę, ale według mnie dzieło High Moon Studios tylko na tym zyskało. Oczywiście fani Gears of War i podobnych pozycji będą narzekać, że rozgrywka nie daje chwili wytchnienia ani możliwości lepszego wycelowania w przeciwników, ale z drugiej strony zabawa jest przez to znacznie bardziej dynamiczna. Momentami nawet chaotyczna, jednak – prawdę mówiąc – brakowało mi ostatnio tytułu z tego gatunku nastawionego właśnie na taką rzeź. Bez zbędnego kombinowania i ciągłego chowania się, skupionego jedynie na czystej walce.

Brak systemu osłon to niejedyne nawiązanie do starszych gier akcji. W Wojnie o Cybertron zmodyfikowano również sposób regeneracji życia, wzorując się w tej kwestii na serii Assassin’s Creed. Nasze zdrowie podzielono na kilka segmentów, które – jeśli nie jesteśmy atakowani – wracają do pełnej sprawności. Jeżeli jednak dana część paska życia zejdzie do zera, to możemy przywrócić go tylko przy pomocy apteczki lub robota naprawczego. Rozwiązanie to sprawdza się całkiem nieźle, ponieważ w czasie pojedynków trzeba zachować ostrożność, a z drugiej strony nie stajemy w obliczu sytuacji, w której z jednym punktem zdrowia musimy przebić się przez pomieszczenie wypełnione oponentami. W czasie przygody natykamy się na wiele różnych rodzajów broni, od szybkostrzelnych karabinów, przez snajperskie, na działach plazmowych i stacjonarnych kończąc. Większość z nich posiada jednak niezbyt wielkie magazynki, a skrzynki z nabojami występują zaskakująco rzadko, dlatego należy nastawić się na częste korzystanie z broni ręcznej. Wydaje mi się, że twórcy trochę zbyt rygorystycznie podeszli do sprawy amunicji i na mapach powinno być jej jednak więcej.

Zasiadając do nowych Transformerów w pojedynkę, należy uważać na szybko pojawiające się uczucie przesytu. Po przejściu jakiegoś rozdziału w kampanii warto zrobić sobie przerwę, bowiem w innym przypadku zaczniemy się po prostu nudzić. Choć każdy rozdział jest napakowany akcją, nie zmienia to faktu, że nie ma tu żadnego zróżnicowania rozgrywki. Praktycznie cały czas idziemy przez kolejne lokacje, po brzegi wypełnione rywalami, których należy unicestwiać. Niestety walka z większością z nich sprowadza się do pakowania w nich jak największej ilości ołowiu. Istnieją wprawdzie roboty wymagające trochę większego nakładu sił (np. pewien typ oponenta z tarczą, którego można zniszczyć tylko od tyłu), ale pojawiają się stosunkowo rzadko. Nie najlepiej prezentują się też walki z bossami. Większość z nich jest banalnie prosta i przechodzi się je praktycznie z marszu. Kampania rozgrywana w pojedynkę może być stosunkowo przyjemna, ale tylko wtedy, jeśli ową przyjemność będziemy sobie odpowiednio dozować.

Jedna z sekwencji stworzona specjalnie dla drugiej formy Transformerów.

Przeciętną ofertę dla pojedynczego gracza w pełni rekompensuje natomiast rozgrywka wieloosobowa. Multiplayer jest dosyć rozbudowany i składa się z kilku trybów, wśród których standardowo największym zainteresowaniem cieszą się Deathmatch, Team Deathmatch czy polegający na zdobywaniu i utrzymywaniu punktów strategicznych Podbój. Niestety z cudem graniczy znalezienie kogoś do partyjki w pozostałe trzy typy rozgrywki, czyli w Kodeks Mocy, Odliczanie do unicestwienia i Walkę o wpływy. Aby urozmaicić zabawę High Moon Studios sięgnęło po zapoczątkowane przez Modern Warfare rozwiązanie, polegające na rozwijaniu naszych postaci. I tak, przed każdą partią decydujemy, czy zamierzamy grać zwiadowcą, przywódcą, naukowcem, czy żołnierzem. Każda z klas posiada inne uzbrojenie oraz umiejętności, a wraz ze zdobywaniem punktów doświadczenia możemy zyskiwać nowe zdolności. Wśród nich są między innymi możliwość szybszego leczenia, okrzyk bojowy zwiększający chwilowo wytrzymałość pancerza i siłę rażenia broni czy bomba molekulonowa spowalniająca oponentów. Rewolucyjnych pomysłów jest zatem jak na lekarstwo, ale trzeba przyznać, że multiplayer dostarcza masę satysfakcji, a doskonalenie robotów jeszcze bardziej motywuje do gry.

Zabawa wieloosobowa oferuje też dodatkowe atrakcje. Pierwszą z nich jest tryb kooperacji, umożliwiający przejście całej kampanii maksymalnie trzem graczom. Pokonywanie kolejnych etapów z żywymi zawodnikami jest znacznie ciekawsze i sprawia, że epizody nabierają kolorytu. Nawet monotonia rozgrywki nie doskwiera w tym przypadku tak bardzo jak podczas samotnego przechodzenia gry. Żywi partnerzy mają zresztą wpływ nie tylko na klimat zabawy, ale często również na jej przebieg. Niestety nasi komputerowi towarzysze spisują się bardzo słabo, jeśli chodzi o walkę czy naprawianie uszkodzonej maszyny gracza. W przypadku zgranej drużyny żywych zawodników możemy natomiast liczyć nie tylko na wsparcie w boju, ale również na pierwszą pomoc w momencie doznania obrażeń. Oprócz kooperacji autorzy dołączyli do gry sieciowej tryb Eskalacji, bazujący na popularnych rozwiązaniach znanych z Hordy w Gears of War czy z Nazi Zombie Mode w Call of Duty: World at War. Wybieramy zatem robota i z innymi graczami jesteśmy zrzucani na mapę, gdzie musimy przetrwać kolejne fale atakujących rywali. Multiplayer jest zatem bezsprzecznie najmocniejszą stroną Wojny o Cybertron i chociaż nie zdobędzie takiej sławy jak ten z serii Modern Warfare, to wielbiciele wielkich robotów z pewnością dadzą się porwać sieciowym pojedynkom.

W najnowszej produkcji High Moon Studios nie mogło zabraknąć postaci znanych z uniwersum Transformerów. Oprócz wspomnianego już na początku Megatrona w grze pojawiają się również między innymi: Starscream, Brawl, Soundwave, Optimus oraz Bumblebee. Poszczególne maszyny różnią się między sobą wyglądem, posiadaną bronią i zdolnościami. Jedne roboty wyposażone są zatem potężne działa, a inne w szybkostrzelne karabiny maszynowe. Co więcej, jak przystało na prawdziwe Transformery, każda z maszyn może błyskawicznie przemienić się w jakiś pojazd, na przykład samochód, czołg lub samolot. Mnie szczególnie przypadły do gustu te ostatnie, ponieważ nie dość, że są niezwykle mobilne i trudno je namierzyć, to na dodatek jako jedyne dysponują nieograniczonym zapasem amunicji. Podczas gry odniosłem jednak wrażenie, że twórcy nie do końca wykorzystali potencjał drzemiący w transformacjach i ograniczyli się do umieszczenia na każdym etapie kilku sekwencji, stworzonych specjalnie z myślą o alternatywnej formie robotów. Na ogół są to długie, wąskie tunele, w których – poruszając się z pełną prędkością – musimy omijać różnego rodzaju pułapki. Również w czasie walk z innymi graczami nie odczuwa się tak naprawdę różnic między postacią humanoidalną i maszyną. No, chyba że chodzi o szybkość przemieszczania się (pojazdy są wyposażone w silnik odrzutowy) lub mobilność (dotyczy głównie samolotów), ale to jednak trochę za mało.

Samoloty to jedne z ciekawszych maszyn w grze.

Wojna o Cybertron wypada bardzo solidnie pod względem wizualnym. Jedynie tytułowa planeta wydaje się z początku trochę dziwaczna i trudno się do jej wyglądu przyzwyczaić. Gry akcji były bowiem osadzane w różnych miejscach – miastach, dżunglach, nawet pod wodą, ale widok otaczającego nas zewsząd metalu jest mało swojski. Z czasem jednak uczucie zagubienia mija i zaczyna się doceniać pracę grafików. Wykonanie map, robotów, a szczególnie ich efektowne przemiany i eksplozje stoją na naprawdę niezłym poziomie. Niekiedy odnosiłem tylko wrażenie, że podczas projektowania kolejnych lokacji autorom w końcu zabrakło już chyba pomysłów, jak by tu je uatrakcyjnić. I o ile w początkowych epizodach niektóre widoczki zapierają dech w piersiach (szczególnie fragmenty rozgrywane na powierzchni planety), tak z czasem metalowa monotonia zaczyna nas przytłaczać. Ponadto zdarzają się momenty, w których płynność animacji drastycznie spada. Najczęściej problem ten pojawia się w trakcie wchodzenia do nowych lokacji. Są to jednak drobne usterki, niezmieniające faktu, że grafika stanowi mocny punkt gry.

Tego samego nie można natomiast powiedzieć o polskim dubbingu, który wypadł fatalnie. Nie rozumiem czemu zdecydowano się na pełną wersję językową, bez możliwości pozostania przy oryginalnych głosach i włączenia napisów. Tak czy siak kwestie mówione nie dość, że same w sobie są tandetne, to na dodatek głosy aktorów zupełnie psują klimat gry. A już całkowitym nieporozumieniem jest tryb Podboju, gdzie za każdym razem, kiedy przejmowany jest punkt strategiczny, jesteśmy informowani o tym tekstami typu „straciliśmy A”, „zdobywamy B”. Po jednej rundzie ręka sama sięga do wyłącznika dźwięku.

Najnowsza pozycja osadzona w świecie Transformerów jest zdecydowanie najlepszym tytułem z wielkimi robotami w roli głównej i dobrą grą akcji, nastawioną przede wszystkim na tryb wieloosobowy. Dlatego – jeśli lubisz szybką i utrzymaną w starym stylu rozgrywkę oraz pojedynki z innymi użytkownikami – Wojna o Cybertron powinna przypaść Ci do gustu. W innym przypadku tytuł dość szybko może się znudzić.

Michał „Wolfen” Basta

PLUSY:

  1. dużo szybkiej akcji utrzymanej w starym stylu;
  2. wciągający i dynamiczny tryb sieciowy;
  3. interesująca, „metalowa” stylistyka graficzna.

MINUSY:

  1. przeciętny tryb dla jednego gracza;
  2. kłopoty ze sztuczną inteligencją;
  3. słaby dubbing.
Transformers: Wojna o Cybertron - recenzja gry
Transformers: Wojna o Cybertron - recenzja gry

Recenzja gry

Gry z popularnymi Transformerami nie cieszyły się do tej pory uznaniem graczy. Czy Wojna o Cybertron odmieni ten niekorzystny stan rzeczy?

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.