Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 grudnia 2001, 13:19

autor: Borys Zajączkowski

Sid Meier's Civilization III - recenzja gry - Strona 2

Zgodnie z samym tytułem gry, mamy do czynienia ze starą, dobrą „Cywilizacją”, nie zawierającą udziwnień ponad miarę, kolejnym kamieniem milowym na drodze jej rozwoju...

Kolejna niespodzianka pojawia się wraz z pierwszymi jednostkami, które dostajemy do rąk. Oto obok uświęconego tradycją Settlera stoi niczym nie zrażony Worker (a w przypadku narodów ekspansywnych również Scout), którego zadaniem jest wykonywanie wszystkich tych prac, którymi Settler już się brzydzi: budowa dróg, irygacji, wycinka drzew itd. Różnice między nimi są nawet jeszcze większe – trening Settlera wymaga poświęcenia dwóch obywateli, podczas gdy Worker zadowoli się jednym, jak to bywało. Ale największe zaskoczenie szykuje się do natarcia po założeniu pierwszego miasta, wokół którego pojawiają się granice naszego państwa. I one, uważam, są najwspanialszą koncepcją trzeciej części, do tego stopnia, iż po paru dniach gry nie wyobrażam sobie, jak mogła się odbywać dyplomacja (oraz zmagania wojenne) bez nich. To one wyznaczają faktyczny obszar wpływów każdej cywilizacji i to ich przekroczenie jest sygnałem do wypowiedzenia wojny, a nie dopiero zbliżenie się wrogich oddziałów pod mury miast gracza. Podobnie na naszym terytorium nikt nam obcego miasta nie założy i, nareszcie, przeciwnik nie może korzystać z naszych dróg i kolei, jeśli nie udzielimy mu takiego zezwolenia. Przy czym granice nie są wyznaczane zasięgiem pól uprawnych (jak to można uznać, że było dotychczas), lecz rozwojem kulturalnym miast. Kulturę zaś podnoszą wybrane budowle, takie jak: pałac, świątynie, czy cuda świata, a tym samym pojawia się jeszcze jeden, bardzo ważny powód inwestowania w te ostatnie – większy zasięg państwa, to większa kontrola nad terenem oraz – uwaga, uwaga – łatwiejszy dostęp do surowców strategicznych. Wobec nich akurat mam nieco mieszane uczucia – z jednej strony pomysł jest zacny i poszerza spojrzenie na planowanie, zarządzanie i strategię w ogólności, z drugiej strony jednak pozostaje w sprzeczności z jednym z podstawowych założeń oryginalnej „Cywilizacji”, by uruchomienie produkcji konkretnych jednostek nie wymagało innych nakładów poza dokonaniem właściwego postępu intelektualno-technologicznego. Teraz obok dbania o odpowiednio szybki rozwój swojej cywilizacji dochodzi jeszcze konieczność zapewnienia sobie surowców do produkcji oraz zażartej walki o nie. Przyswojenie sobie tej zasady nie przychodzi samo i mnie osobiście udało się to dopiero wtedy, gdy poniosłem niepowetowane straty dysponując jednostkami silniejszymi niż przeciwnik, a tylko dlatego, że wrogowi udało się odciąć mnie od niezbędnych mi do ich produkcji złóż rudy żelaza. Niemniej jednak podoba mi się ten nowy aspekt strategiczny (zaznaczam, że surowców tych nie trzeba wydobywać, a jedynie zadbać o połączenia z nimi), choć zdaję sobie z tego sprawę, że nie każdemu musi on przypaść do gustu.

Wszystkie te nowości tudzież modyfikacje już istniejących zasad sprowadzają się do prostego faktu: „Cywilizacja III” jest od poprzednich części wyraźnie trudniejsza, nawet po oswojeniu się z nią. W połączeniu z zauważalnie wyższą inteligencją komputerowego przeciwnika stać się to może cokolwiek deprymujące. Oto zasiadasz drogi graczu-stary wyjadaczu do na wskroś znanej Ci gry, wybierasz na dobry początek poziom trudności, na którym z przyjemnością i bez większych kłopotów wygrywałeś na dowolnie wybrany sposób, a tymczasem tkwiąc jeszcze w głębokim Średniowieczu zaczynasz mieć poważne problemy z... przetrwaniem.