Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 marca 2010, 10:40

autor: Adrian Werner

Silent Hunter 5: Bitwa o Atlantyk - recenzja gry - Strona 3

Silent Hunter wypływa w morze po raz piąty. Uzbrojony jest w drakońskie DRM oraz obietnice rewolucyjnych zmian. Jak tym razem spisała się ekipa Ubisoft Romania?

Wszyscy, którzy śledzili cykl produkcyjny Silent Hunter 5, z pewnością widzieli niezliczone screeny i filmiki z rozgrywki. Sama gra wygląda jeszcze lepiej. Woda prezentuje się po prostu wspaniale i przestała wreszcie przypominać znany z poprzednich części kisiel. Modele wszystkich okrętów są niesamowicie dokładne, pełne małych ruchomych elementów i pokryte szczegółowymi teksturami. Zadbano nawet o takie detale jak ogień, buchający z okien eksplodującego statku. Jednak to, co widzimy na powierzchni, jest niczym wobec wizualnego przepychu wnętrza. Wirtualny U-Boot jest po prostu wspaniały i przechadzanie się po nim to czysta przyjemność. Na oglądaniu szczegółów każdej sekcji można spędzić dobrych kilkanaście minut. Postacie marynarzy aż tak dokładne nie są, ale wiele im nie brakuje, zwłaszcza jeśli chodzi o szczegółowość tekstur. Do cieszenia się wysokimi detalami potrzebny jest przyzwoity sprzęt, ale na szczęście Silent Hunter 5 dobrze znosi skalowanie w dół. Nawet na niższych ustawieniach graficznych pozostaje imponującą wizualnie produkcją.

Jak dotąd z recenzji wyłania się obraz bardzo dobrej gry: przemyślanej, pięknej, dającej masę satysfakcji i choć pod pewnymi względami kontrowersyjnej, to jednocześnie bardzo odważnej i oryginalnej. I Battle of the Atlantic takie właśnie jest... gdy działa poprawnie. Ubisoft postanowiło niestety podtrzymać tradycję fatalnego stanu technicznego, w jakim regularnie wypuszczane są na rynek kolejne odsłony Silent Hunter. To, co wylądowało na sklepowych półkach, można określić mianem koszmaru. Bardziej przypomina wersję alpha niż coś, co jakikolwiek szanujący się wydawca zechciałby opatrzyć swoim logo. Nie ukrywam – nie spieszyłem się z tą recenzją, chcąc poczekać na pierwsze patche, które niechybnie musiały się ukazać. W ciągu kilku dni gra aktualizowała się kilkakrotnie, by wreszcie zatrzymać się na wersji 1.1.5. Na tym poziomie wszystko jest już mniej lub bardziej grywalne, ale i tak do ideału jeszcze bardzo daleko.

Wypływając na patrol.

Wiele błędów wciąż pojawia się przy ładowaniu stanu gry: morale załogi wraca do zera, resetują się poziomy trudności, a pory dnia potrafią w niewytłumaczalny sposób ulec zmianie. To ostatnie może mieć fatalne dla nas skutki. Wyobraźcie sobie, że – wykorzystując osłonę mglistej nocy – podpływacie do konwoju i krótko przed atakiem zapisujecie stan gry. Następnego dnia wczytujecie zapis i nagle okazuje się, że jest środek bezchmurnego dnia i okręty chroniące konwój właśnie rozpoczynają dziurawienie waszego U-Boota. Sztuczna inteligencja ogólnie jest na wysokim poziomie, ale tu również nietrudno o błędy i niedociągnięcia. Część sił przeciwnika czasami ślepnie i ignoruje gracza, nawet gdy ten przepływa obok. Zwłaszcza lotnictwo przoduje w takiej niekompetencji. Choć komputer potrafi być uparty (co jest zaletą), to zdarza mu się czasem „zaciąć” w pościgu. Wygląda to tak, że okręt wroga śledzi nas z pewnej odległości i nigdy nie podpływa bliżej. Choćbyśmy wpłynęli na wody terytorialne III Rzeszy, on i tak grzecznie za nami podąża, zamiast zaatakować lub odpuścić pościg. Część statków natomiast potrafi zmienić się w niezatapialne i nie idą one na dno, choćbyśmy nie wiem, jak mocno je uszkodzili. Patrząc na stan techniczny, oczywisty staje się fakt, że grę wypuszczono po prostu o jakieś dwa miesiące za wcześnie.

Niedbalstwo widać zresztą na każdym kroku. Dołączona instrukcja to jedna wielka pomyłka. Nie wyjaśnia niczego i jest kompletnie bezużyteczna. W grze brakuje też przyzwoitego samouczka. Na początku kampanii mamy drobny tutorial, ale obejmuje on jedynie ułamek wiedzy potrzebnej, by poradzić sobie z rozgrywką. Co gorsza, interfejs zmienił się tak bardzo, że nawet weterani serii będą mieli problemy z jego rozgryzieniem. Gdy już opanujemy podstawy, system sterowania okazuje się być dobrze przemyślany, szkoda tylko, że zanim dojdziemy do takiego poziomu, czeka nas sporo nauki metodą prób i błędów oraz lektura wielu wątków na forach dyskusyjnych gromadzących miłośników serii. Polska wersja też nie jest za bardzo dopracowana. Tłumaczenie niektórych dialogów razi nieporadnością. Nie mówiąc już o tym, że zapomniano o polskich napisach w filmiku początkowym. Na szczęście dialogów za dużo w grze nie ma, a reszta tekstów nie wymagała od tłumacza zdolności literackich. Ponadto radzę od razu przy instalacji wybrać niemieckie ścieżki audio, które są po prostu znacznie lepszej jakości. Nie chodzi tu tylko o wrażenie autentyczności, ale również o talent zatrudnionych aktorów. Poza tym korzystanie z wersji angielskiej narazi Was na takie kwiatki, jak słuchanie marynarza wołającego: „ekstremalna prędkość naprzód”. Widać wyraźnie, że strona audio przygotowywana była przede wszystkim z myślą o wersji niemieckiej.

Adrian Werner

Adrian Werner

Prawdziwy weteran newsroomu GRYOnline.pl, piszący nieprzerwanie od 2009 roku i wciąż niemający dosyć. Złapał bakcyla gier dzięki zabawie na ZX Spectrum kolegi. Potem przesiadł się na własne Commodore 64, a po krótkiej przygodzie z 16-bitowymi konsolami powierzył na zawsze swoje serce grom pecetowym. Wielbiciel niszowych produkcji, w tym zwłaszcza przygodówek, RPG-ów oraz gier z gatunku immersive sim, jak również pasjonat modów. Poza grami pożeracz fabuł w każdej postaci – książek, seriali, filmów i komiksów.

więcej