Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 marca 2010, 14:21

autor: Przemysław Zamęcki

Battlefield: Bad Company 2 - recenzja gry - Strona 4

Parszywa Kompania spod znaku Battlefield powraca. Jest lepsza, ładniejsza, a na dodatek mówi po polsku. I to jak mówi!

Multiplayer

Nie było chyba do tej pory nikogo, kto kupił którąś z wcześniejszych część serii wyłącznie z powodu chęci przejścia kampanii dla pojedynczego gracza. A jeśli nawet ktoś taki się trafił, no cóż… wyrazy współczucia. Bad Company 2 jako pierwsza gra z rodziny Battlefieldów zrywa z przeszłością i nadaje się nawet na znakomity zakup dla kogoś, kto nie ma ochoty rywalizować w sieci z wieloletnimi FPS-owymi wyjadaczami. Jeżeli jednak chciałby spróbować swoich sił, to ma doskonałą okazję, aby to uczynić.

DICE przygotowało jak na razie dziesięć map do trybu wieloosobowego. Zimową scenerię Portu Valdez mogli podziwiać wszyscy użytkownicy wersji beta. W pełnej grze doszły także inne zimowe mapki: Biała Przełęcz i rozgrywana w nocy Zatoka Nelsona. Z pewnością gracze polubią pustynne klimaty Portu Arica, świetnie opracowanej Pustyni Atakamy, na której pośrodku miasteczka leży zasypany w piasku wrak wielkiego okrętu czy prześlicznego, zagruzowanego dworca na mapie Kanał Panamski. Zabawę w zielonych otoczeniach gwarantują chyba jak dotąd najmniej ciekawa Isla Innocent, fantastyczna Laguna Alta i Laguna Presa z górującą nad jeziorem olbrzymią tamą oraz mój ostatni faworyt, czyli Valparaiso, na której jeden Bradley jest w zasadzie kluczem do zwycięstwa.

W multiplayerze, podobnie zresztą jak i w singlu, niektóre mapy zostały przycięte po bokach, co z jednej strony przyczyniło się do zwiększenia tempa rozgrywki, z drugiej zaś trochę ograniczyło pole manewru. Przede wszystkim pojazdom. Skoro do wrogiej bazy prowadzą dwie idące równolegle drogi, to bez porządnej osłony, a przy skutecznym oporze przeciwników nie ma szans na przebicie się. Ponadto w drugiej części wprowadzono możliwość samodzielnego dołączania do konkretnej drużyny, co jest wyraźnym postępem w stosunku do automatu z „jedynki”.

Wełniana czapka Haggarda najlepszym zabezpieczeniemprzed palącymi promieniami słońca.

Wojna w multiplayerze jeszcze nigdy nie była tak piękna i tak intensywna. Szkoda tylko, że DICE chyba nie do końca przemyślało balans postaci. W BFBC2 możemy zagrać jedną z czterech klas: szturmowcem, mechanikiem, medykiem lub zwiadowcą. Każdy gracz w miarę postępów zdobywa punkty zwiększające jego stopień wojskowy i odblokowujące nową broń, gadżety lub zdolność wpływającą na przykład na jakość pancerza czy siłę ostrzału pojazdu. Nieprzemyślany balans dotyczy w zasadzie przede wszystkim klasy medyka, która nie dosyć, że na starcie dysponuje potężną siłą ognia, to jeszcze chyba najłatwiej zdobywa punkty poprzez rozrzucanie apteczek i defibrylację partnerów. Wynikiem tego są biegające wokół tabuny sanitariuszy i walające się wszędzie pakiety pierwszej pomocy.

Do dyspozycji graczy oddano cztery tryby zabawy: Drużynowy Deathmatch, Drużynową Gorączkę (te dedykowane są raczej zawodom klanowym) oraz klasyczny Podbój polegający na zdobywaniu i utrzymywaniu punktów kontrolnych a także zwykłą Gorączkę, znaną już z poprzedniego BFBC. W tej ostatniej zadaniem jednej strony jest zniszczenie kilku przekaźników, drugiej zaś – ich obrona. Część map jest wspólna dla obu tych trybów, część wykorzystuje tylko jeden z nich, choć jeśli wierzyć zapewnieniom EA, firma zamierza w przyszłości udostępniać zarówno nowe mapy, jak i pracować nad przystosowaniem ich do obu trybów rozgrywki.

Poza tym i dość ospałym działaniem wyszukiwarki serwerów raczej nie mam do multiplayera zastrzeżeń. Bawiłem się po prostu wyśmienicie i absolutnie nie odczuwam żadnego znużenia. DICE po raz kolejny udowodniło, że jest firmą produkującą najlepsze strzelaniny sieciowe, w które potem gra się latami. Na horyzoncie nie widać żadnego konkurenta, który w tej klasie mógłby ze Szwedami godnie rywalizować. Wojna plus pojazdy równa się Bad Company 2.

Nowy Battlefield jest grą znakomitą. Daje mnóstwo frajdy w trybie dla pojedynczego gracza, który z powodzeniem może konkurować z single playerem z Modern Warfare 2 i jeżeli go nie przewyższa, to na pewno mu dorównuje. Jednocześnie deklasuje rywali wspaniałym multiplayerem. Jakieś siedem godzin bardzo dobrej kampanii i wiele dni wystrzałowego sieciowego zmagania to chyba najlepsza zachęta do sięgnięcia do portfela. Kupować i grać. Do czasu wydania Battlefielda 3 raczej nic innego o tym samym kalibrze FPS-owych doznań nas nie zaskoczy.

Przemek „g40st” Zamęcki

PLUSY:

  • krótka, ale treściwa kampania single player;
  • zintensyfikowanie rozgrywki poprzez zmniejszenie wielkości poziomów;
  • rezygnacja z większości skryptów warunkujących sposób destrukcji otoczenia i wprowadzenie prawdziwej dewastacji;
  • oprawa graficzna i dźwiękowa;
  • znakomita polonizacja;
  • usprawniony względem poprzednika, wyśmienity tryb multiplayer.

MINUSY:

  • słaba sztuczna inteligencja przeciwników i kompanów w trybie kampanii;
  • mapy w multiplayerze mogłyby w kilku przypadkach być ciut większe, umożliwiając w ten sposób więcej ciekawych rozwiązań taktycznych;
  • nie do końca przemyślany balans dostępnych klas;
  • powolna, póki co, wyszukiwarka serwerów.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej