Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 1 lutego 2010, 12:52

Vancouver 2010: The Official Video Game of the Olympic Winter Games - recenzja gry

Vancouver 2010 to kolejny produkt, który próbuje przenieść atmosferę Zimowych Igrzysk Olimpijskich na ekran monitora. Czy po latach niepowodzeń jego twórcom udało się wreszcie wybić ponad przeciętność?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

XXI Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Vancouver rozpoczną się za niespełna dwa tygodnie, a my już teraz możemy poczuć atmosferę wielkiego sportowego święta dzięki grze komputerowej, która do tej imprezy nawiązuje. Produkt został opracowany przez Eurocom Entertainment Software – firmę szczególnie nam bliską, gdyż to właśnie ona zaproponowała w Beijing 2008 alternatywną wersję Mazurka Dąbrowskiego, niemającą nic wspólnego z oryginałem. Biorąc pod uwagę fakt, iż rzecz to dla Polaków niezwykle istotna, czym prędzej donoszę, że dzielni deweloperzy z Wielkiej Brytanii tym razem spisali się na medal i znaleźli w Internecie odpowiednie nagranie! Kontrowersje wokół hymnu nie będą nam już więc spędzać snu z powiek, możemy zatem zająć się samą grą, która – wybaczcie, że uprzedzam fakty – tradycyjnie pozostawia wiele do życzenia.

Przed rozpoczęciem zawodów możemy odpalić tutorial,który szybko i sprawnie tłumaczy zasady rozgrywki.

Każdy, kto rozpocznie przygodę z Vancouver 2010 od przejrzenia głównego menu, szybko dojdzie do wniosku, że prezentuje się ono wyjątkowo ubogo. Produkt oferuje zaledwie trzy warianty rozgrywki, przy czym pierwsze dwa (Trening i Igrzyska Olimpijskie) są bliźniaczo do siebie podobne. Poza wyborem nacji (tylko 24 narody spośród 83 biorących udział w prawdziwych Igrzyskach!) nie znajdziemy tutaj również jakiejkolwiek opcji zaawansowanego tworzenia zawodnika. Na ogół kreacja bohatera w grach sportowych nie ma dla mnie znaczenia, ale akurat w Vancouver 2010 okazałaby się zbawienna, o czym przekonacie się podczas rywalizacji o olimpijskie złoto. W trakcie gry nasz podopieczny pozostaje zupełnie anonimowy, a przydzielane mu losowo modele wywołują momentami uśmiech politowania. Czarnoskóry skoczek narciarski z Polski? Zdaję sobie sprawę, że w życiu wszystko jest możliwe, ale naprawdę, istnieją jakieś granice dobrego smaku.

W Vancouver 2010 anonimowy jest nie tylko prowadzony przez gracza bohater, ale również jego przeciwnicy. W zmaganiach zawsze bierze udział tylko czterech zawodników i choć jest to oficjalny produkt wykorzystujący olimpijskie logo, w grze nie uświadczymy żadnych nazwisk, nie tylko prawdziwych, ale nawet tych poprzekręcanych bądź zmyślonych! Twórcy najwyraźniej doszli do wniosku, że zamiast rywalizacji z Simonem Ammanem czy Bode Millerem, zadowolimy się niewiele mówiącymi określeniami CPU SUI i CPU USA. Otóż nie, bo radość z pokonania z takich sportowców jest zerowa.

Marnie przedstawia się też sama rywalizacja. Produkt nie oferuje czegoś takiego jak kwalifikacje – gracz wykonuje po prostu jedną lub dwie próby i na podstawie osiągniętego wyniku ustalana jest jego końcowa pozycja. W Vancouver 2010 nie ma opcji obejrzenia występu innych sportowców, więc w przypadku słabszych startów, nie można sprawdzić, jak np. w danej konkurencji radzi sobie jej zwycięzca. Oczywiście trafiają się dyscypliny, w których wszyscy zawodnicy ścigają się jednocześnie (np. short track), ale te akurat można policzyć na palcach jednej ręki.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra
Recenzja EA Sports FC 24 - nowa nazwa i (prawie) nowa gra

Recenzja gry

EA Sports FC 24 to duchowy spadkobierca serii FIFA, który na każdym kroku stara się podkreślać swoją odmienność od poprzednich odsłon serii. Nie jest to jednak rewolucja, EA Sports nie wywróciło gry do góry nogami – i dobrze.

FIFA 23 - recenzja. Nie wyrabiam, ta gra jest jak TikTok
FIFA 23 - recenzja. Nie wyrabiam, ta gra jest jak TikTok

Recenzja gry

Ostatnia FIFA autorstwa EA Sports. Koniec pewnej ery. Przyszłość serii rodzi wiele pytań, więc wypada cieszyć się tym, co jest. Sęk w tym, że nie do końca potrafię. Dostałem grę, w którą chciałbym wsiąknąć, ale za nią nie nadążam. FIFA 23 jest jak TikTok.

Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę
Recenzja Mario Strikers: Battle League - świetnej gry zasługującej na żółtą kartkę

Recenzja gry

Żółta kartka to nie żarty, ale Mario Strikers, pomimo całej swojej fajności, w pełni na nią zasługuje. W tytuł ten naprawdę dobrze się gra, a z piłką przy nodze łatwo jest się zatracić, ale po końcowym gwizdku człowiek traci chęci do dalszej zabawy.