Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 2 grudnia 2009, 11:55

autor: Przemysław Zamęcki

Colin McRae: DiRT 2 - recenzja gry na PC - Strona 2

Choć Colina McRae nie ma już wśród nas, firmie Codemasters udało się w najlepszy możliwy sposób uhonorować nazwisko tego wielkiego kierowcy. Stworzyła ona bowiem znakomitą grę.

Zawody, jak to zwykle w grach rajdowych bywa, rozgrywane są w najróżniejszych zakątkach kuli ziemskiej. Poczynając od bardziej swojskiej i niedalekiej Chorwacji, poprzez tor w Londynie, pustynie w stanie Utah, Los Angeles i marokańskie piaski aż po dalekie Chiny, Malezję i Japonię. Każda z lokacji oferuje nie tylko inne środowisko i okoliczności przyrody, ale często również unikalny tryb zabawy, przygotowany dla jednego z kilku rodzajów pojazdów lub ich modyfikacji dostępnych w grze.

I tak w Chorwacji mkniemy wąskimi, górskimi serpentynami, gdzie jedna nieuważna decyzja może doprowadzić do upadku w przepaść. Londyn to zamknięte trasy oferujące również możliwość ścigania się nocą. W Kalifornii królują zawody Baja, a w Utah trasy po pustyni i zboczach wąskich kanionów. Malezja wita tropikalnym, wilgotnym klimatem i pełną kałuż, wąską, rozjechaną drogą poprzez lasy namorzynowe. W Japonii drogi szutrowe i asfalt, a w Chinach wszystkiego po trochu. Jak więc widać trasy są zróżnicowane i co najważniejsze, przez dość długi czas nie powinny się raczej nikomu znudzić. Tym bardziej, że często na danym odcinku możemy stanąć do różnych konkurencji. Są więc typowe oesy, zwyczajne wyścigi, rozbijanie na czas leżących na drodze kartonowych pudeł, tzw. Trailblazer, w którym na trasie znajduje się jednocześnie kilka pojazdów i w naszym dobrze pojętym interesie jest nie dać się wyprzedzić żadnemu z nich, próbując jednocześnie doścignąć kierowcę znajdującego się przed nami i wiele innych.

Dość ważną rolę pełnią wybrani autentyczni zawodnicy, z którymi nie tylko możemy się ścigać poza oficjalnymi zawodami, ale z częścią z nich w miarę zdobywania kolejnych poziomów doświadczenia również uda się nam zaprzyjaźnić. Jest to o tyle ważne, że wraz ze wzrostem stopnia trudności, daną konkurencję rozgrywamy w drużynach, a dobry partner pozwala zdobyć komplet punktów i przyczynić się do zwycięstwa.

Konkurencja polegająca na rozbijaniu pudełświetnie uczy właściwego toru jazdy w zakrętach.

W trakcie zabawy zasiadamy za kierownicą klasycznych aut rajdowych w rodzaju Imprezy STI czy Lancera Evolution, ale również pojazdów typu buggy czy półciężarówek. Jeżeli więc ktoś spodziewał się jedynie wozów typowych dla zawodów WRC, to podobnie jak poprzednio i tym razem będzie musiał się rozczarować. Choć mnie osobiście udział w konkurencjach wykorzystujących np. buggy zupełnie nie przeszkadza w odbiorze gry jako całości, jednak muszę przyznać, że te najciekawsze i najbardziej emocjonujące chwile przeżywa się w klasycznych samochodach rajdowych. Nie ma to jak samotnie pędzić przez pustynię czy wilgotny las i zmagać się nie tyle z konkurentami, co z własnymi umiejętnościami i możliwościami. To po prostu kwintesencja tego typu gier.

Tytuł oferuje kilka poziomów trudności rozgrywki. W zależności od naszego wyboru zwiększają się umiejętności pozostałych kierowców oraz prędkość, z jaką ich auta pokonują trasy a także możliwość cofnięcia przez gracza czasu w dowolnej chwili. Dokładnie tak, jak miało to miejsce w Race Driver: GRID. Wybierając najniższy poziom trudności, możemy cofnąć czas aż pięć razy, przy najwyższym – ani razu. Przy czym, aby wygrać na najwyższym poziomie trudności, nie tylko musimy uniknąć jakiejś katastrofy, ale wręcz nauczyć się pokonywać każdy z zakrętów z idealną precyzją. Przeciwnicy są niezwykle wymagający, a o popełnienie błędu nietrudno.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej