Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 23 listopada 2009, 13:00

autor: Adam Kaczmarek

Left 4 Dead 2 - recenzja gry - Strona 2

Strzelania do zombie ciąg dalszy. Left 4 Dead 2 nie wprowadza niczego rewolucyjnego, ale jest znakomitym dowodem na dobrą passę deweloperów z firmy Valve.

Grywalność pierwszego L4D nie byłaby wysoka, gdyby nie AI Director. Szumnie reklamowany moduł gwarantował pewną niepowtarzalność każdej sesji. Sprytne dostosowanie poziomu trudności do umiejętności graczy, dozowanie przedmiotów, broni, liczby specjalnych Zarażonych pozostawiało wielu wymiataczy w niepewności. W części drugiej AI Director posuwa się o krok dalej – kontroluje warunki atmosferyczne, a także trasę, którą przemierzają niezmordowani bohaterowie. Szkoda, że akurat w tym przypadku mamy do czynienia z wielkimi obietnicami i marnym rezultatem. Zmieniająca się pogoda i korytarze dotyczą tylko wybranych fragmentów kampanii. Być może coś ruszy się w nadchodzących DLC.

Kuloodporny zombie – pokonasz go tylko strzałem w plecy.

Left 4 Dead 2 to również spora zmiana w doborze lokacji. Fabuła została tym razem przeniesiona na południe Stanów Zjednoczonych, w okolice Savannah i Nowego Orleanu. Klimat nieco inny, ale wciąż mieszczący się w kanonie gatunku zombie. W powietrzu czuć charakterystyczne nuty bluesa i jazzu (w niektórych miejscach rozlokowane zostały szafy grające – można podczas rzezi puścić przyjemną muzyczkę!), a duża część akcji toczy się w świetle dziennym. Nowe mapy nie zawodzą i prezentują wysoką jakość wykonania. Cmentarz, centrum handlowe, bagna, wesołe miasteczko... wszystko pieczołowicie wykonane, z mnóstwem drobnych detali. Mimo że Left 4 Dead 2 nigdy nie miało być poważne, to jednak atmosfera spustoszenia i apokalipsy wciąż potrafi od czasu do czasu chwycić za serce. Zwłaszcza, gdy spojrzy się na rozbity samolot czy drogę pełną wozów bez właścicieli tudzież leżące gdzieniegdzie ciała.

Najważniejszy aspekt rozgrywki dotyczy oczywiście nieumarłych. Do zastępu Zarażonych dołączył ujeżdżający swoje ofiary Jockey, brutalny i szybki Charger, plujący kwasem Spitter oraz Wiedźma potrafiąca się teraz przemieszczać. Gra stała się przez to trochę trudniejsza (na normalnym poziomie trudności i wyżej), ale dzięki temu pozostaje świeża i wciąż stanowi wyzwanie dla rutyniarzy. Poszerzył się także arsenał pukawek – nowe karabiny szturmowe i granatnik sieją spustoszenie w szeregach zombie. Nowością jest broń do walki w zwarciu. Siekiery strażackie, pałki policyjne, maczeta, katana, łom, patelnia, a na deser piła mechaniczna wyjątkowo udanie zastępują alternatywę w postaci pistoletu. Wracając do naszych ofiar – nie sposób przegapić znacznie usprawnionych efektów, odpowiedzialnych za prezentację zadawanych obrażeń. Czuję się, jakbym cofnął się w czasie do jakże miłej ery Soldier of Fortune. Odpadające po każdym postrzale kończyny, pełna penetracja ciał, fruwające głowy – oto główne atrakcje zaserwowane przez Valve. Zaobserwować można nawet wypadające z ciał wnętrzności. Od tej masakry uciec się po prostu nie da, a co gorsze – sprawia ona frajdę.