Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 10 listopada 2009, 13:02

Torchlight - recenzja gry - Strona 3

Torchlight to potrawa smakująca jak Diablo, doprawiona szczyptą Fate'a, a przyrządzona przez twórców Hellgate: London. Jak smakuje? Przekonajcie się sami.

Niestety, im dłużej pozostawałem pod ziemią, tym mniejszą ochotę miałem na kontynuację zabawy. Torchlight okazał się wciągający tylko przez krótką chwilę, bowiem z każda kolejną godziną ogarniało mnie coraz większe znużenie. Grając w Diablo, miało się świadomość, że gdzieś tam na dnie czai się prawdziwe zło, że żmudna penetracja podziemi w końcu doprowadzi nas do spotkania z największym wrogiem i że nie będzie to łatwa potyczka. Nigdy nie zapomnę, jak ostrożnie posuwałem się po zejściu do Piekła, obawiając się każdej grupy stworów, która pojawi się na mojej drodze. Tutaj było wręcz odwrotnie i przez Torchlight przeleciałem jak burza. Na normalnym poziomie trudności, gra nie stanowi większego wyzwania (zginąłem zaledwie raz na samym początku i tylko przez własną głupotę), a nacierające zewsząd hordy przeciwników, choć czasem kilkakrotnie wyższych od naszego bohatera, nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Produkt firmy Runic Games jest po prostu okrutnie widowiskowym, ale za to zupełnie bezstresowym symulatorem mordu, pozbawionym tego czegoś, czym charakteryzowało się właśnie Diablo. Samo zabijanie i świetna muzyka nie były w stanie przykuć mnie do monitora na długo. A to jest już bardzo poważny zarzut, bo największym wrogiem dobrej zabawy jest nuda, a ta niestety wyraźnie zaczęła dominować po kilku godzinach.

Fani zbieractwa będą wniebowzięci– w Torchlight jesteśmy wręcz zasypywani przedmiotami.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że Torchlight znajdzie liczną rzeszę oddanych wyznawców. Tak naprawdę ma on ku temu duże predyspozycje, bo już dawno na rynku nie pojawiła się gra, która byłaby tak wierną kopią Diablo w kwestii mechaniki. Jeśli ktoś jest w stanie przełknąć specyficzną oprawę wizualną, luźniejszy niż w blizzardowym produkcie klimat, kilka kontrowersyjnych rozwiązań, jak np. przedmioty zajmujące jeden slot w ekwipunku (jeśli to przejdzie w Diablo III, to się zastrzelę), a na dodatek kocha zbieranie „lootu”, tłuczenie potworków i eksplorację podziemi, to zapewniam, że kontakt z Torchlight będzie dla niego niesamowitym przeżyciem.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PS. Zainteresowanym polecam zaznajomienie się z wersją demonstracyjną, która jest dostępna na Steamie. Jeśli po kilkudziesięciominutowej wizycie w kopalni nadal będziecie siedzieć przed monitorem z wywieszonym jęzorem, to kupno tej gry okaże się naprawdę dobrą inwestycją.

PLUSY:

  • totalna sieczka, jak na klasyczny hack & slash przystało;
  • masa broni, przedmiotów magicznych oraz innego złomu zbieranego w trakcie gry;
  • losowe generowanie przedmiotów;
  • trzy zróżnicowane klasy do wyboru;
  • fantastyczna muzyka.

MINUSY:

  • szybko się nudzi;
  • brak motywacji do nieustannego parcia naprzód;
  • źle zrobiony ekwipunek z przedmiotami na jednym slocie;
  • niepasująca do klimatu oprawa wizualna;
  • niedoróbki techniczne – wiszące w powietrzu zwłoki, zacinający się bohaterowie niezależni.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej