Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 października 2009, 09:20

autor: Adam Kaczmarek

Operation Flashpoint: Dragon Rising - recenzja gry - Strona 3

Druga część Operation Flashpoint to jedna z niewielu współczesnych gier o taktycznym charakterze zabawy. Czy weterani wirtualnych wojen powinni być zadowoleni? A może to właśnie początkujący gracze znajdą tu niezłą frajdę?

Ale żeby nie było tak różowo, wspomnę o wadach, które są niejako wynikiem ceny, jaką płaci się przy wydaniu pozycji na kilka platform. Wersja na komputery osobiste zawsze była uzależniona od prac nad edycją na konsolę Microsoftu. I tu niestety wychodzi na wierzch ułomność gry na padzie, albowiem w trakcie całej rozgrywki doskwiera brak możliwości wychylania się (tzw. leaning). Jak bardzo pomocna byłaby ta opcja, niech świadczy poniższa sytuacja z jednej z misji: wraz z oddziałem szturmowałem wybrzeże i zabiłem wszystkie ekipy stanowiące zagrożenie dla amerykańskich czołgów. Przy podejściu do wioski skorzystałem z ustawionych tu i ówdzie murków, które dobrze chroniły zarówno mnie, jak i cały oddział. Za murem, w odległości około 30 metrów stała chatka, a w niej bronił się wróg. Jeden z przeciwników wybiegł z pomieszczenia na wolne pole i zaczął flankować moją pozycję. Chciałem go ustrzelić, jednak musiałbym zaryzykować wyjście zza murka. Po chwili zrobiłem krok w lewo. Stojąc na czystej pozycji miałem już zbiega na muszce. Pozostali przeciwnicy zauważyli mnie i postanowili sprzedać mi strzał między oczy. Koniec. Semper Fi.

FLIR idealnie sprawuje się w eliminacji pojazdów pancernych.

Konsolowy ślad widać również w pojedynczych ideach. Całość skupiona jest przede wszystkim na piechocie, co samo w sobie nie jest wadą. Sęk w tym, że liczebność oddziału została zredukowana do maksymalnie pięciu jednostek. Jak na wymiar rozgrywki jest to o wiele za mało i bardzo ogranicza zakres działań, na jakie gracz może sobie pozwolić w trakcie operacji. Dziwi również brak opcji dozbrojenia się przed akcją. Ten patent irytuje zwłaszcza w scenariuszach, gdzie walka toczy się na dystans, a my trzymamy w łapach standardowe M16. Amunicji ubywa, a głów przeciwnika nie. I to jest poważny problem. Razić może również system save’ów bazujący na checkpointach. Cierpi na tym balans poziomu trudności kampanii, która miejscami jest po prostu za łatwa, by później zmusić użytkownika do ucieczki z okupowanego przez Chińczyków obszaru i dwukilometrowego biegu przez lasy, nie dając szansy zapisania stanu gry. I weź tu teraz zgiń. Arghhh.

Jak Cię widzą, tak Cię słyszą

Deweloperzy z Codemasters robili co w ich mocy, aby do najnowszej produkcji przenieść główny atut pierwszego Operation Flashpoint, a mianowicie duży świat, który gracz zwiedza bez dodatkowych ekranów ładowania. Finalny efekt jest bardzo, ale to bardzo zadowalający. Skira od samego początku jest dostępna w całości. Ponad 200 kilometrów kwadratowych, wykreowanego na bazie zdjęć satelitarnych rzeczywistego lądu, robi pozytywne wrażenie. Warto wspomnieć, że wymagania sprzętowe wcale nie należą do wysokich. Na średniej klasy sprzęcie z kartą graficzną Radeon 4870 niżej podpisany mógł swobodnie pograć przy maksymalnych ustawieniach. Jeżeli ktoś posiada konfigurację sprzed dwóch lat, nie powinien inwestować w nowe komponenty, chyba że ceni sobie płynność na poziomie 60 klatek na sekundę i więcej. Za tak udaną optymalizację odpowiada znany z codemastersowych wyścigów silnik EGO.

Oczywiście w oprawie wizualnej kryje się pewien kruczek, albowiem tak dobrej optymalizacji nie da się uzyskać ot tak sobie. Strona graficzna Dragon Rising jest raczej średnia. Widać jak na dłoni, że zespół do końca szukał kompromisu między wyglądem, a wymaganiami sprzętowymi. Musiał mieć również na uwadze wersje konsolowe, dla których jest to jeden z najcięższych testów w doczytywaniu terenu w locie. W rezultacie tekstury nie powalają wyglądem, a modele pojazdów i żołnierzy poziomem detali. Nie uświadczymy tu również większych osad – wioski posiadają ledwie kilka domów na krzyż. Jedynie efekty pogodowe (zanotowany brak deszczu) i cząsteczkowe prezentują się pierwszorzędnie. Nie oznacza to jednak, że nowy Operation Flashpoint jest brzydki. Jest estetyczny, oszczędny w środkach. I tylko tyle.