autor: Przemysław Zamęcki
MotorStorm: Arctic Edge - recenzja gry - Strona 2
Kieszonkowy kuzyn większych braci zabiera nas z piasków pustyni i zakamarków dżungli w pobliże koła podbiegunowego. Temperatura spada, ale co z emocjami towarzyszącymi rozgrywce?
Same wyścigi wyglądają bardzo podobnie do tego, co widzieliśmy w poprzednich częściach serii. Zawodnicy przepychają się między sobą i nie mają pojęcia, co to fair play. Im większym pojazdem kierujemy, tym łatwiej rozjeżdżać nam pozostałe, choć oczywiście nie tylko o to w produkcji Bigbig Studios chodzi. Niestety, z racji sprzętowych ograniczeń rzadko kiedy mamy okazję podziwiać widoki. Także zróżnicowanie na każdej z tras nie jest tak bogate, jak w przypadku wersji na PlayStation 3. Graficznie wciąż jest to bardzo przyzwoity poziom, zza gór wyglądają promienie słońca, od czasu do czasu mijamy jakiś wodospad, a na ziemi pozostają ślady. Jednak na trasach zdecydowanie brakuje większej liczby charakterystycznych elementów, które spowodowałyby, że coś na dłużej pozostanie w pamięci. Poza tym jest to kolejny MotorStorm, który momentami cierpi na dziwnie zachowującą się fizykę pojazdów i otoczenia. Czasem lekkie muśnięcie skalnej ściany kończy się rozbiciem wozu, a czasem można próbować wręcz jeździć po ścianach, w czym specjalizują się zresztą dosłownie fruwające ratraki. Co logiczne, w niskiej temperaturze da się o wiele dłużej niż na pustyni używać dopalacza, a dodatkowo, jadąc w głębszym śniegu, nie powodujemy wzrostu temperatury silnika. W rezultacie niemal cały czas pędzimy przed siebie z włączonym turbo, odpuszczając nieco gazu jedynie na wyjątkowo ostrych zakrętach.
MotorStorm: Arctic Edge wyraźnie stara się być pełnoprawnym członkiem rodziny. Autorzy zaimplementowali nawet odznaki będące czymś na wzór Trofeów z PS3, a przede wszystkim skupili się na trybie rywalizacji sieciowej, czyli tzw. „Wrakreacji”. Można się tu pościgać z czasem, wybrać tryb gry dowolnej lub wskoczyć na głęboką wodę i rywalizować z żywymi przeciwnikami. Oprócz opcji rozgrywki doraźnej ekipa Bigbig Studios zaserwowała nam pełnoprawny tryb online, z którego skorzystać może każda osoba mająca własne konto PlayStation Network i bezprzewodowy dostęp do Internetu. Nie jesteśmy już skazani na konieczność posiadania siedzących obok kolegów z PSP. Jednocześnie należy tylko ubolewać, że podobne rozwiązanie nie znalazło się w recenzowanym u nas niedawno Gran Turismo.
Na uznanie zasługuje także oprawa muzyczna. W czasie zmagań towarzyszą nam utwory bardziej lub mniej znanych kapel, wśród których znalazłyby się chociażby Prodigy, Queens of the Stone Age czy Motorhead. Wzorem poprzednich części cała playlista dostępna jest z poziomu menu, dzięki czemu gra w każdej chwili może zamienić się w odtwarzacz muzyki. W sumie AE oferuje dwadzieścia dość energetycznych kawałków, więc trochę słuchania jest.
W ogólnym rozrachunku MotorStorm: Arctic Edge wydaje się być niezłym wypełniaczem czasu w oczekiwaniu na inne arcade’owe wyścigi. Nie grzeszy wybitną oprawą graficzną, ale jest wystarczająco dynamiczny i wciągający, by spędzić z nim kilka godzin. Pełnoprawnej odsłony MotorStorm kieszonkowa wersja w żadnym wypadku nie zastąpi, ale osobom, które z dziełem Evolution Studios nie miały do czynienia, propozycja Bigbig Studios powinna się spodobać. Fani niech lepiej podchodzą do niej ostrożnie, bo u niektórych zbyt wygórowane wymagania mogą zderzyć się z nie aż tak bardzo interesującą rzeczywistością.
Przemek „g40st” Zamęcki
PLUSY:
- utrzymuje klimat pozostałych części;
- niezła oprawa graficzna;
- świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa;
- opcje sieciowe;
- polonizacja.
MINUSY:
- grafika mogłaby być odrobinę ładniejsza;
- dziwna fizyka;
- sztuczna inteligencja;
- mało zróżnicowane trasy.