Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 18 września 2009, 13:43

autor: Łukasz Malik

Batman: Arkham Asylum - recenzja gry - Strona 2

Trzy tygodnie po premierze konsolowych edycji Batman: Arkham Asylum chyba już nikt nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z jedną z najlepszych gier akcji ostatnich miesięcy. Teraz czas na zapoznanie się z edycją pecetową.

Po trzecie rozgrywka

Kolejnym po fabule i uniwersum DC Comics magnesem, który niezwykle mocno przyciąga nas do ekranu, jest rozgrywka, która została wyważona wręcz w perfekcyjny sposób. Pierwszym z jej elementów składowych jest niesamowicie absorbująca walka w zwarciu. Choć Batman nie zabija w grze żadnego przeciwnika (jedynie każdego z nich ogłusza), z wszystkimi zakapiorami rozprawia się w szalenie widowiskowy sposób. Co ważne – wszystko jest względnie proste do opanowania, bo technik walki uczymy się stopniowo. Wraz z postępem w grze oraz wzrostem doświadczenia odblokowujemy kolejne kombinacje. Nie ma tego dużo, ale wszak liczy się nie ilość, a jakość. Jest więc podstawowy atak, blok, odskok, ogłuszenie wroga peleryną, rzut Batarangiem, powalenie Batclawem, dobicie wroga, przełamanie oraz rzut. Z wszystkich powyższych czynności możemy zbudować mordercze i pięknie wyglądające combosy. Zdobycie wysokiego mnożnika wymaga naprawdę sporego skupienia. Najwięcej problemów sprawia dobicie wroga, którego wywróciliśmy (w tym momencie nad jego głową latają gwiazdki), musimy wyczuć odpowiedni moment i potem błyskawicznie przejść do ataku na kolejnego przeciwnika, by nie przerwać sekwencji.

Z uzbrojonymi przeciwnikami lepiej nie wdawać się w walkę wręcz.Skutecznym sposobem jest powalenie ich „w locie”.

Normalny poziom trudności został świetnie wyważony – nie jest zbyt łatwo, a z drugiej strony nie rwiemy włosów z głowy, powtarzając enty raz kolejne starcie. Wszystkie ciosy są animowane niezwykle płynnie i naturalnie, nawet sam ruch peleryny robi ogromne wrażenie. Warto wspomnieć o walkach ze zmutowanymi, trudnymi (z pozoru), do pokonania przeciwnikami. Gdy znajdziemy sposób na ich osłabienie, to będziemy mogli wskoczyć im na plecy i w ograniczonym zakresie kierować ich ruchami oraz masakrować pozostałych wrogów. Cieszy, że nad wszystkim mamy kontrolę, a autorzy nie poszli na łatwiznę, stosując jakże wygodne quick time eventy, których w Arkham Asylum praktycznie nie uświadczymy. Co ważne, z przeciwnikami nie spotykamy się na każdym kroku, nie musimy się przez nich przedzierać, nie czujemy się poirytowani nacierającymi zewsząd hordami wrogów. Mamy czas na odetchnięcie i po prostu napawanie się tym, że możemy grać Batmanem.

Drugim niezwykle istotnym składnikiem gry jest eksploracja. Akcja została osadzona na relatywnie małych rozmiarów wyspie, na której znajduje się zaledwie pięć dużych budynków (plus kilka ukrytych lokacji związanych z historią). Mało? Absolutnie nie. Projekt poziomów wymusza ciągłe kombinowanie, szukanie ukrytych przejść i używanie gadżetów. Wszystko sprawia wrażenie idealnie zaplanowanego, nic nie zostało dodane na siłę. W niedostępne miejsca wspinamy się na lince, z wysokich wież szybujemy na rozpostartej pelerynie, przed wrogami ukrywamy się na gargulcach, włamujemy się do systemów zabezpieczeń, by otworzyć drzwi. W zasadzie przez całą rozgrywkę nie odczułem ani przez chwilę znudzenia stawianymi przede mną wyzwaniami, jak to miało miejsce w Assassin’s Creed. Skąd to porównanie? Jakby nie patrzeć, w wielu aspektach twórcy Arkham Asylum wzorowali się na dziele Ubisoftu. Szczęśliwie jednak uniknęli monotonii, z powodu której wielu graczy zraziło się do przygód Altaira.

Po wszystkich lokacjach fabuła prowadzi nas za rączkę, wraz z jej postępem poznajemy kolejnych wrogów, na pokonanie których musimy znaleźć nowy sposób. Częstokroć dokonujemy tego z pomocą zupełnie innych gadżetów. Choć ani typów przeciwników, ani gadżetów nie ma zatrzęsienia, to wszystko dawkowane jest w takich proporcjach, że każde zdjęcie po cichu snajpera, każde załatwienie świra, który rzuca nam się na plecy, przynosi dziwne poczucie satysfakcji. Wspaniałe jest to, że Batman jest człowiekiem z krwi i kości, który pokonuje wszystkie przeciwności sprytem, a nie jakimiś nadludzkimi siłami. Z drugiej strony nasze „zabawki” to już inna bajka.