autor: Przemysław Zamęcki
Gran Turismo - recenzja gry
Kilka lat niecierpliwego oczekiwania i oto właściciele PSP otrzymali taką grę wyścigową, jaką mogli sobie tylko wymarzyć.
Recenzja powstała na bazie wersji PSP.
Po kilku latach niedomówień, niecierpliwego oczekiwania i zastanawiania się, w jaki sposób takie maleństwo jak PlayStation Portable poradzi sobie z tak gigantycznym przedsięwzięciem jak mobilna odsłona jednej z najgłośniejszych serii wyścigowych, moje wątpliwości w końcu zostaną rozwiane. Jeszcze tylko obejrzenie dynamicznego intra i przyjemny damski głos zaprasza mnie do zabawy z Gran Turismo.
Chyba nie ma na świecie posiadacza PlayStation 3, który by nie był choć ciekaw, jak na dużym ekranie wypadnie Gran Turismo 5. Z tym większym zainteresowaniem powinniśmy więc przyjrzeć się pierwszej odsłonie cyklu, dedykowanej konsoli przenośnej, która może być niejako wprowadzeniem do tego, co czeka nas za jakiś czas.
Po uruchomieniu części właściwej ekran zapełnia osiem ikonek, z których ta najważniejsza pozwala odpalić grę w trybie single player. Umożliwia on rozegranie typowego wyścigu, przejechanie próby czasowej lub spróbowanie swoich sił w drifcie. Niestety, gra nie oferuje trybu kariery, choć wcale nie znaczy to, że jest w jakikolwiek sposób upośledzona względem pozostałych części.
W rozgrywce dla pojedynczego gracza możemy ustalić dowolną ilość okrążeń, pod warunkiem, że nie przekroczymy 99 kółek. Gra została jednak skonstruowana w ten sposób, że najbardziej opłaca się jeździć na 2-3 okrążenia, bowiem ewentualne zwycięstwo przyniesie nam wtedy największą nagrodę pieniężną. Przykładowo na początku gry jedno okrążenie na Nordschleife przynosi zysk w wysokości 50 tysięcy kredytów, zaś 99 ponad dwudziestokilometrowych okrążeń to zaledwie nieco ponad pół miliona. Tutaj wybieramy także jeden z zakupionych wcześniej od dealera samochodów oraz trasę.
A jest w czym wybierać. Polyphony Digital spisało się pod tym względem znakomicie. W grze dostępne są wszystkie trasy z Gran Turismo 4 oraz kilka nowych. Jest więc coś dla fanów naprawdę istniejących torów, jak Suzuka, Tsukuba, Infineon, Walencja, Laguna Seca, Sarthe, Fuji Speedway (aż w dwóch odmianach), wspomniane wyżej Nordschlaife czy Motegi. Są miejskie trasy w Tokio, Seulu, Nowym Jorku, Seattle i Paryżu. Auta rajdowe idealnie czują się też w Alpach Szwajcarskich i Chamonix. Lista jest naprawdę spora i w sumie obejmuje 32 różne lokacje podzielone na 45 odcinków, które gdyby przejechać tylko raz okrążając każdy tor, dałyby ponad 190 km dróg. To liczba, jaką może się pochwalić mało która gra na o wiele potężniejszy sprzęt. Na dodatek każdą z tras po spełnieniu odpowiedniego warunku możemy przejechać w odwrotnym kierunku. Trzeba przyznać, że to imponujący wynik.
Aby nie jeździło się zbyt nudno, każdy odcinek początkowo oznaczony jest literą D, informującą, że wyprzedzenie przeciwników nie powinno nastręczać zbyt wielu trudności. W miarę kolejnych przejazdów D zastępuje litera C i tak dalej. Z każdym oznaczeniem przeciwnicy stają się coraz trudniejsi do pokonania, a nagrody za znalezienie się na podium rosną. W związku z ograniczeniami sprzętowymi ścigać mogą się maksymalnie 4 samochody, ale zapewniam, że w tym wypadku to i tak wystarczająca liczba. Co jednak najważniejsze –w mobilnym GT kierowcom sterowanym przez AI od czasu do czasu udaje się podjąć walkę o pozycje również pomiędzy sobą, więc na dobrą sprawę o jadących grzecznie gęsiego autach możemy zapomnieć. Nie jest to może jakiś wielki zwrot w dziele Japończyków, niemniej wart odnotowania i dobrze wróżący na przyszłość. Z racji małej liczby samochodów na torze wszystkie starty odbywają się z miejsca, co zmusza nas do przećwiczenia kolejnego etapu wyścigu, mogącego dać pewną przewagę już przed pierwszym zakrętem.