Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 11 października 2001, 11:03

autor: Krzysztof Szulc

Mech Commander 2 - recenzja gry - Strona 2

MechCommander 2 to sequel do popularnej gry strategicznej czasu rzeczywistego opartej na zasadach Battletech. W grze kierujemy poczynaniami olbrzymich bojowych maszyn kroczących zwanych mechami.

Pole bitwy

Gdy wreszcie przebrniemy przez wszystkie ustawienia poprzedzające każdą misję, zostajemy przeniesieni na pole bitwy. Trzeba przyznać, że graficy odwalili kawał dobrej roboty. Wszystkie jednostki są świetnie animowane, dopracowane w najmniejszych szczegółach. Co prawda trudno mi uwierzyć, że za przeszło tysiąc lata ciężarówki będą przypominać te, które znamy z naszych dróg, ale wiem, wiem – czepiam się. Równie okazale prezentuje się samo otoczenie. Podłoże mieni się różnymi barwami, drzewa rzucają cienie i oczywiście łamią się w przypadku bliższego spotkania z naszymi mechami. Otaczający nas teren, jak przystało na miejsce, na którym toczy się bitwa, nie jest sterylny, ale równocześnie jest po prostu...ładny. Co więcej, aby cieszyć się obrazem w wysokiej rozdzielczości i z dużą ilością szczegółów wcale nie potrzeba super mocnego sprzętu. A przecież to właśnie z dużych wymagań, jeżeli chodzi o konfigurację naszych domowych „blaszaków”, słynęły niemal wszystkie produkcje Microsoftu.

To co jest wielką zaletą trójwymiarowych strategii, to fakt, że ukształtowanie terenu ma ogromny wpływ na przebieg rozgrywki. Nie zabrakło tego także w „MechCommander 2”. Wyobraźmy sobie na przykład zmasowany atak ze wzgórza na bazę położoną w dolinie – rzeźnia! Gorzej jak to my znajdujemy się na niżej położonym terenie, a wróg atakuje z góry. Też rzeźnia – ale nie taka jakiej byśmy oczekiwali.

Walka

Sama walka jest bardzo dynamiczna i chwilami trudno jest zapanować nad wszystkimi jednostkami, mimo, iż jest ich w sumie niewiele. Główny wpływ na to ma całkiem pokaźna ilość opcji konfiguracyjnych. Możemy określić, czy dany mech ma atakować bronią dalekiego, średniego, czy krótkiego zasięgu. Możemy też zdecydować, czy ma atakować ramiona, korpus, czy też nogi przeciwnika. Niestety jeżeli chodzi o tę ostatnią opcję, to o podcinaniu wrogich robotów należy od razu zapomnieć. Poza tym możemy swobodnie łączyć nasze jednostki w grupy i atakować na przykład z dwóch stron. Wszystko to sprawia, że, jakby nie patrzeć, kluczem do zwycięstwa niejednokrotnie okazuje się być świetne opanowanie skrótów klawiszowych.

To co najbardziej odróżnia „MechCommandera 2” od innych produkcji z gatunku RTS, to fakt, że nie mamy tu standardowej bazy i koszar, w których masowo produkujemy bezimienne mięso armatnie. Grę zaczynamy z kilkoma mechami, a kiedy tracimy wszystkie z nich, misja kończy się fiaskiem. Co więcej znamy imiona, a raczej pseudonimy naszych pilotów, co sprawia, że prędzej się z nimi zżywamy. W klasycznej strategii rozgrywanej w czasie rzeczywistym nie anonimowe jednostki, to zazwyczaj bohaterowie, których trzeba trzymać w obwodzie, gdyż ich śmierć oznacza dla nas koniec. Tutaj stanowią oni podstawę naszego oddziału.

Nie oznacza to jednak, że czeka nas samotna walka z wrogiem. Podstawą naszej egzystencji jest posiadanie tzw. punktów zasobów. Cześć z nich posiadamy na wstępie, ale zasadniczo zdobywamy je przejmując odpowiednie jednostki i struktury wroga. Dzięki tym punktom możemy zamawiać wsparcie lotnicze, helikoptery zwiadowcze, artylerię, jednostki naprawcze itd. Jest jeszcze jeden sposób na powiększenie naszych oddziałów – przejęcie wrogiego mecha, po jego uprzednim pokonaniu. Niestety jeżeli w trakcie walki doprowadziliśmy na przykład do tego, że stracił on ramiona, nasz zespół techników nie jest w stanie ponownie ich przymocować.