Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 lipca 2009, 13:33

autor: Maciej Jałowiec

Battlefield 1943 - recenzja gry - Strona 3

W porównaniu z pozostałymi grami z serii Battlefield odsłona z dopiskiem 1943 oferuje graczom stosunkowo niewiele. Nie zmienia to jednak faktu, że małe może być piękne.

Każdy gracz przystępujący do zabawy musi wybrać jedną z trzech klas. Pierwsza z nich, zwąca się zwyczajnie „strzelec”, ma na wyposażeniu karabin samopowtarzalny, granaty nasadkowe i tradycyjne a także bagnet. Powstaje w ten sposób prawdziwa maszynka do zabijania piechoty – broń podstawowa świetnie sprawdza się w walce na średni dystans, a materiały wybuchowe umożliwiają oczyszczanie budynków z żołnierzy nieprzyjaciela. Kolejna klasa, o jakże oryginalnej nazwie „piechota”, jest dla tych wszystkich, którzy wolą walczyć na krótkie dystanse. Pistolet maszynowy i granaty świetnie nadają się do tego typu starć. Bezodrzutowa broń przeciwpancerna pozwala tej klasie atakować wrogie czołgi, i to z niemałą skutecznością. Klasa ta posiada również klucz do śrub, który może być wykorzystywany zarówno do napraw, jak i do bicia żołdaków nieprzyjaciela. Ostatni są snajperzy i tutaj nie ma żadnych niespodzianek. Oprócz standardowego karabinu z lunetą i pistoletu posiadają jeszcze małe bomby przywodzące na myśl ładunki C4 z wcześniejszych odsłon serii. Są one detonowane zdalnie, zatem można z ich pomocą tworzyć wybuchowe pułapki. Snajperzy posiadają także broń do walki wręcz.

Teraz zamiast artylerii mamy bombardowania.

Dostępne klasy są całkiem zróżnicowane i co ważne – żadna z nich nie dominuje nad pozostałymi. Mimo to najmniejszą popularnością cieszy się snajper, głównie ze względu na rodzaj posiadanej broni i konieczności przyjmowania taktyki, która bynajmniej nie ogranicza się do szturmowania wrogich pozycji z radosnym okrzykiem na ustach. Co ciekawe, w BF1943 to właśnie piechota jest najgroźniejszym przeciwnikiem czołgów. Zwróćcie uwagę na to, że wszystkie klasy mają do dyspozycji ładunki wybuchowe. W teorii oznacza to, że każdy gracz może pokonać czołgistę lub przynajmniej uszkodzić mu maszynę. Przegapienie dwóch lub trzech nieprzyjaciół może okazać się dla kierowcy błędem, który będzie kosztował go jego wirtualne życie.

Wartość bojowa czołgów drastycznie wzrasta, gdy mają one zapewnione wsparcie piechoty. Eliminowanie przeciwników chcących rozwalić maszynę i naprawianie wszelkich uszkodzeń czyni czołg niemalże niepokonanym. Oczywiście sam czołgista również musi wykazywać się nienagannymi zdolnościami przewidywania ruchów przeciwników i pewną wiedzą na temat gry. Okazuje się bowiem, że nie wszyscy gracze zdają sobie sprawę z faktu, że tył czołgu jest jego najgorzej opancerzonym miejscem. Bardzo cieszy fakt, że w BF1943 nie zapomniano o skróceniu zasięgu dział czołgowych i wyrzutni rakiet. Jak zapewne pamiętacie, w BF:BC można było z pomocą tych broni skutecznie eliminować wrogów oddalonych o kilkaset metrów.

DICE należą się również pochwały za przyzwoicie wykonane „hitboksy” i wyeliminowanie głupich błędów, takich jak przelatywanie pocisków czołgowych przez inne pojazdy. W trakcie zabawy ani razu nie zetknąłem się z sytuacją, w której gra nie zaliczyłaby mi ewidentnego headshota. Nie zdarzyło się również, aby jakikolwiek wróg przeżył przyjęcie kilkunastu pocisków na klatę. Od strony technicznej BF1943 prezentuje się więc elegancko. Trochę gorzej ma się sprawa z balansem pojazdów. Do wspomnianych wyżej bomb zrzucanych z samolotów dochodzą jeszcze słabe pociski czołgowe. Tutaj po raz kolejny mamy do czynienia z zaskakująco małą skutecznością głównego działa w konfrontacji z piechotą. Strzał w ziemię tuż obok żołnierza co najwyżej rani go, a nie zabija. Nie są to jednak poważne niedociągnięcia i wierzę, że zostaną one wkrótce wyeliminowane.

Maciej Jałowiec

Maciej Jałowiec

Specjalista do spraw marketingu gier wideo. Łączy pasję do gier ze spostrzeżeniami na temat branży i światowej gospodarki. Zawodowo związany z firmą Techland, a wcześniej m. in. z Activision i Perfect World.

więcej