Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 3 lipca 2009, 15:35

autor: Krzysztof Gonciarz

Fight Night Round 4 - recenzja gry - Strona 3

Żeby zagrać w Fight Night Round 4 nie musisz lubić boksu. Naprawdę trudno o lepszą rekomendację.

Tradycją jest możliwość stworzenia od zera własnego zawodnika. Tym razem możemy nawet użyć kamerki (lub wrzucić zdjęcia przez stronę internetową EA), by zaimportować do świata gry swoją własną facjatę. Efekty są... nieprzewidywalne. Na pewno da się coś z tego systemu wycisnąć, trzeba tylko popróbować. Edycja zawodnika oczywiście idzie dalej i pozwala na wybór jego stylu walki czy sposobu trzymania gardy, ba, możemy nawet wybrać mu pseudonim (wyczytywany przez komentatorów) i miejsce urodzenia. Do tego dochodzi pełna kontrola nad kolorystyką ciuszków oraz – uwaga – możliwość użycia dowolnej muzyki jako naszego motywu wejścia na ring. Zabawy jest mnóstwo, a przecież wszystkie te elementy wykorzystamy potem w multiplayerze! (nie mamy 100% pewności co do muzyki – uaktualnimy recenzję, kiedy to potwierdzimy – przyp. red.)

Edytor postaci wypluwa z siebie różne dziwactwa,ale warto nad nim posiedzieć.

Po zobaczeniu FNR4 pomyślałem, że oprawa wizualna nie zmieniła się zbytnio od czasów „trójki”. Kilka dni później uruchomiłem poprzedniczkę dla pewności i zdziwiłem się, jak brzydko w porównaniu z „czwórką” wygląda moja kiedyś ulubiona gra sportowa. Ciekawe. Modele postaci, tekstury, cząsteczkowe efekty potu – w FNR4 wszystko prezentuje się po prostu lepiej, bardziej realistycznie. Hura! Jedyne, co mnie zasmuciło, to dużo bardziej bezpłciowe powtórki knockdownów. Wiadomo, że w FNR3 były one przegięte – chrzęst kości, rwanych ścięgien, pękających zębów i mielonych trzewi są może bliższe Martwicy Mózgu niż sportowi, ale tak było zabawniej! Teraz powtórki są... realistyczne. Ble. A wiecie co? Kiedyś byłem świadkiem, jak FNR3 pokonuje w imprezowych warunkach Guitar Hero: World Tour. Niby nie do pomyślenia. A udźwiękowienie knockdownów miało w tym swój duży udział, wierzcie mi.

FNR4 ma świetną ścieżkę dźwiękową. EA w końcu przestało eksperymentować z dziwnym, latynoskim rapem i po prostu poszło w pewne marki. Jest więc RZA, Mos Def, Afrika Bambaata i paru innych bossów. Dla fanów gitarki zaplątało się nawet jakieś Bloc Party. Ogólnie jest czego posłuchać w trakcie wędrówek po ekranach menu. Gorzej bywa podczas walk, bo komentatorzy niemiłosiernie przynudzają. Autorzy zastosowali taki tani chwyt – nagrać rozbudowane gadki, żeby zaimponować komuś, kto zobaczy u kumpla dwie walki. I już nieważne, że przy 10 pojedynku w kółko słyszymy to samo. Komentatorzy opowiadają więc pasjonujące anegdotki („Ta runda przypomina mi, jak pierwszy raz usłyszałem Raya Charlesa śpiewającego God Bless America”... no proszę ja Was), a zapominają np. że zbliża się koniec walki. Na szczęście da się ich ściszyć.

Nowe Fight Night nie wychodzi co rok. EA nie skalało tej serii masówką i całe szczęście, bo dzięki temu naprawdę jest się czym rozkoszować. Oto przed Wami najlepsza gra bokserska, jaka powstała. Łatwo nauczyć się w nią grać, trudno dojść do perfekcji – klasyczna zasada projektowania gier nie kłamie. FNR4 to świetna produkcja, którą każdy może się zainteresować. Jak dla mnie jest to gra ciekawsza niż sport, który symuluje. Nie bijcie.

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

PLUSY:

  • ulepszony system walki;
  • niemal doskonała oprawa audiowizualna;
  • niezwykły model wykrywania kolizji;
  • łatwość obsługi przy ogromnej głębi taktycznej;
  • „dobrze zinterpretowany realizm”.

MINUSY:

  • irytujący, powtarzalny komentarz;
  • brak sampla z nazwiskiem Adamka;
  • mało kopiące knockdowny.