Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 czerwca 2009, 13:17

autor: Przemysław Zamęcki

Sacred 2: Fallen Angel - recenzja gry - Strona 2

Długo przyszło konsolowcom czekać na ostatnie dzieło niemieckiej ekipy Ascaron Entertainment. Było warto?

Jak na rozbudowany hack & slash przystało, większość przedmiotów znalezionych w trakcie rozgrywki z góry przypisana jest do danego typu bohatera. Różne postacie mogą nosić zupełnie różną ilość części odzienia czy pierścieni, co oczywiście wpływa na jeszcze większe zróżnicowanie zabawy. Nasza postać charakteryzuje się także kilkunastoma statystykami w rodzaju siły, kondycji czy zręczności, zróżnicowanymi umiejętnościami (w tym np. jeździectwo – w zależności od wybranej postaci możemy pojeździć sobie m.in. na koniu czy tygrysie szablozębnym) oraz sztukami walki.

Jak już wspomniałem, świat Ankarii jest duży. Bardzo duży jeżeli porównać go do znanego z innych gier tego gatunku. Istnieją w nim nie tylko małe wioski, ale także miasteczka, cmentarze, osady goblinów i elfów, samotne wieże, świątynie i podziemia. Do zwiedzenia jest naprawdę sporo fantastycznych miejsc znajdujących się zarówno w lasach, jak i położonych chociażby na obszarze pustynnym. Dodatkowo muszę przyznać, że większość z nich jest urokliwa, aczkolwiek jeżeli chodzi o oprawę wizualną, to Sacred 2 nie jest mistrzem w tej dziedzinie. Owszem, tekstury są ostre, trawa faluje na wietrze, a przeciwnicy są ładnie animowani, jednak od gry wydanej w 2009 roku można wymagać więcej.

Wierzchowce, tudzież pojazdy mechaniczneznakomicie urozmaicają bieganie po zielonych pagórkach Ankarii.

Sytuacji nie poprawia dziwny kąt ustawienia kamery, pod jakim jesteśmy zmuszeni obserwować akcję. Jest on zwyczajnie zbyt ostry, przez co tak naprawdę widać jedynie niewielki fragment terenu wokół postaci. Co prawda można kamerę oddalić, ale jej kąt widzenia cały czas się nie zmienia, wobec czego wszystko w zasadzie obserwujemy niemal całkowicie z góry. Nie muszę chyba mówić, że takim rozwiązaniem podobne gry mogły charakteryzować się kilkanaście lat temu, dzisiaj sprawia ono po prostu wrażenie archaicznego. Prawdopodobnie takiemu wyborowi winny jest zastosowany silnik graficzny, który nie radzi sobie najlepiej z pokazywaniem większych obszarów i zamiast widoku odległych pagórków serwuje jedynie siwą mgiełkę ograniczającą widoczność do kilkudziesięciu kroków. Z tego też powodu nieraz przychodzi nam wracać spory kawałek drogi, bowiem – nie mogąc sprawdzić, w którym mniej więcej miejscu kończy się jakaś większa przeszkoda terenowa – bardzo łatwo wpakować się w ślepą uliczkę. Niestety, postacie nie radzą sobie z przeskakiwaniem choćby nawet przez najmniejsze kamyki, o zsunięciu się ze zbocza pagórka już nie wspominając.

Znacznie lepiej wypada za to muzyka. W czasie podróży po krainie towarzyszy nam kilka bardzo przyjemnych dla ucha melodyjek, które w zależności od sytuacji zmieniają się bądź w niemal ambientowe dźwięki, bądź stają się nieco agresywniejsze w obliczu czyhającego niebezpieczeństwa. Muszę w tym momencie podkreślić, że w pracach nad Sacred 2 brała udział niemiecka power metalowa kapela Blind Guardian (specjaliści od tolkienowskich klimatów). Dzięki temu możemy obejrzeć wirtualny koncert metalowy, a w kilku przypadkach, w czasie rozgrywki towarzyszy nam charakterystyczny, solowy śpiew wokalisty zespołu, Hansiego Kürscha.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej