autor: Przemysław Zamęcki
Sacred 2: Fallen Angel - recenzja gry
Długo przyszło konsolowcom czekać na ostatnie dzieło niemieckiej ekipy Ascaron Entertainment. Było warto?
Gra Sacred 2: Fallen Angel już kilka miesięcy temu miała swoją premierę na pecetach. Jak się okazało, tytuł wzbudził sporo emocji głównie za sprawą faktu, że był sequelem bardzo popularnej, również w naszym kraju, części pierwszej oraz tym, że pierwotna wersja okazała się dosyć... zarobaczona. Dopiero z pojawiającymi się kolejnymi łatkami produkt zaczął nadawać się do poważniejszej zabawy. Teraz swoją wersję Sacred 2 otrzymali w końcu konsolowcy.
Szczerze mówiąc, nie oczekiwałem po Sacred 2: Fallen Angel zbyt wiele. Ot, trochę pobiegania po fantastycznej krainie, grzmocąc przy okazji nawijających się pod topór, miecz czy zaklęcie magiczne bandziorów i wszelkiej maści indywidua aspirujące do miana przerażających stworów ciemności. Na szczęście całkiem miło się rozczarowałem, choć gdybym miał zamieścić poniżej pełną listę rzeczy, które z jakiegoś powodu mi się nie spodobały lub które zrobiłbym inaczej, zapewne autorzy gry musieliby popracować przy niej jeszcze dłuższy czas. Dlatego pomny łacińskiej sentencji „de gustibus non est disputandum”, skupię się jedynie na tym, co ewidentnie nie zagrało. Albo wręcz przeciwnie, zagrało i zasługuje na pochwały.
Pierwszym pozytywem po uruchomieniu gry (nie licząc faktu kinowego spolonizowania) okazuje się być możliwość wyboru spośród niesztampowych postaci. Przyzwyczajony do ograniczonego pola manewru pomiędzy elfami, ludźmi i krasnoludami z pewną nieśmiałością zabrałem się za studiowanie różnic pomiędzy Serafią, Wojownikiem Cienia, Driadą, Inkwizytorem czy Strażnikiem Świątyni. Część z postaci lepiej nadaje się na typowych rębajłów, część świetnie radzi sobie z magią lub walką na dystans. Czyli w tym aspekcie to akurat standard. Najdziwniejszy wydał mi się wzorowany na egipskim Anubisie, mechaniczny Strażnik Świątyni, którego też postanowiłem ostatecznie sprawdzić w boju. Gwoli ścisłości muszę napisać, że wypróbowałem także inne postacie. To był dobry pomysł, który jak się okazało, zaowocował pierwszym dużym plusem dla autorów. Każdy bohater rozpoczyna zabawę w zupełnie innym miejscu krainy i co oczywiste, ma do wykonania inne zadania. Sprawa staje się tym ciekawsza, że gra oferuje rozegranie dwóch kampanii dla części z postaci, co przekłada się na jeszcze większą porcję zabawy. Ostatecznie patrząc na to, co udało mi się wykonać i na wielkość krainy pomnożoną przez ilość dostępnych postaci, być może stwierdzenie, że Sacred 2 oferuje kilkaset godzin przebywania w fantastycznej krainie, wcale nie będzie przesadą.