autor: Maciej Makuła
Red Faction: Guerrilla - recenzja gry - Strona 3
Marzyliście o grze akcji pokroju GTA, w której moglibyście wyburzać domy? Jeśli tak, to Red Faction: Guerrilla możecie potraktować jak spełnienie Waszych pragnień.
Samochodem w dom
Do wspomnianych powyżej środków destrukcji (naturalnie są też m.in. klasyczne strzelby, karabiny snajperskie i wyrzutnie rakiet) – nie można nie zaliczyć różnych środków poruszania się. A są to nie tylko rozmaite samochody (w tej roli marsjańskie wersje „maluchów”, ciężkich ciężarówek, pickupów, SUV-ów – wybór nie powala, ale jak na drugorzędny element i tak nie jest źle), ale również zbroje bojowe i pojazdy specjalne pokroju czołgów.
Sam model jazdy, przynajmniej dla mnie, jest bardzo przyjemny. Natomiast wrażenia z przejażdżki czołgiem, zwłaszcza dla osoby, którą zawsze męczył brak wyraźnej potęgi tegoż w grach pokroju GTA (gdzie nawet drzewka nie można nim skosić), są kwintesencją radości z grania i poczucia zrzucenia z siebie jarzma znanych do tej pory ograniczeń. Rewelacją są też mechy (czyli te kroczące roboty), zwłaszcza model przypominający pewien kombinezon roboczy z filmu Obcy – Decydujące starcie w bardziej żwawej wersji (skacze, w czym pomaga sobie silnikiem rakietowym). Ot – wybić się w górę, poszybować przez chwilę i wpaść z impetem do wrogiej bazy przez sufit. Tak, można poczuć się jak superbohater.
Domem w samochód
Ważnym elementem gier typu „sandbox” jest zabawienie gracza pomiędzy misjami. W Red Faction: Guerrilla rozwiązane zostało to wręcz wzorcowo. Misje są, co prawda, schematyczne (jazda na czas z punktu A do B, pomoc rebeliantom w różnych starciach, szykowanie zasadzek na konwoje wroga, wyburzanie na czas, różne „znajdźki”, odbijanie jeńców i inne), niemniej w obrębie danego schematu autorzy postarali się o zróżnicowanie.
Najlepszym przykładem są zadania polegające na wyburzeniu określonej struktury w określonym czasie, które na późniejszych poziomach przypominają proste gry logiczne (np., by wyburzyć pewien domek, należy umieścić ładunki wybuchowe na beczkach, te wrzucić odpowiednio do rurociągu, odczekać na stoczenie się do celu i detonację).
Młotem w telewizor
Próbując zmierzyć się z oceną oprawy, należy mieć na uwadze dwie rzeczy – jest to gra naprawdę rozległa (ciężko mi oszacować rozmiary świata, ale poruszanie się po nim zajmuje sporo czasu) i pozwala na totalną demolkę wspomnianych elementów otoczenia. W obliczu tego nie powinien razić brak większych szczegółów wewnątrz budynków czy kilka podobnych uproszczeń. Sam Mars bardzo spodobał mi się kolorystycznie – naprawdę miło podróżowało mi się po jego pustkowiach.
Interfejs również został przygotowany bardzo przejrzyście, a w eksploracji świata naprawdę pomaga też znakomita mapa. Mówiąc o interfejsie, warto wspomnieć o wygodnym sterowaniu postacią, a także implementacji systemu osłon rodem z Gears of War. Bardzo miło wypada też strona dźwiękowa, zwłaszcza wszelkie odgłosy towarzyszące zniszczeniom, na czele ze znanym z filmów niskim tonem towarzyszącym gnącej się stali (zwiastującym rychłe zawalenie się jakiejś, wielkiej zazwyczaj, budowli).