Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 1 maja 2009, 08:52

autor: Przemysław Zamęcki

X-Men Origins: Wolverine - recenzja gry - Strona 2

„Jestem najlepszy w tym co robię. A nie są to miłe rzeczy.” – powiedział Wolverine przesuwając dymiące cygaro z jednego kącika ust w drugi – „No dalej. Przeładuj. Wykorzystaj cały czas jaki ci pozostał. I tak wszystkich was pozabijam.”

Rzeźniczą robotę uprzyjemnia całkiem sprawnie zrealizowana otoczka RPG. Bardzo, ale to bardzo uproszczona, niemniej jednak warta wspomnienia. Wolverine w miarę pokonywania kolejnych etapów zdobywa punkty doświadczenia (ich ilość zależy na przykład od jak najbardziej widowiskowego rozprawienia się z wrogiem), które następnie gracz może przeznaczyć na zwiększenie zadawanych obrażeń, przedłużenie czasu trwania ataku specjalnego czy też podwyższenie liczby punktów życia. Ponadto od czasu do czasu w różnych zakamarkach znajdziemy tzw. mutageny zapewniające dodatkowe umiejętności. Wśród nich jest zwiększona regeneracja zdrowia czy też szybsze jego odnawianie w miarę zabijania kolejnych wrogów. Początkowo możemy postaci przypisać tylko jeden mutagen, w późniejszych etapach zabawy maksymalnie trzy.

Sterowanie postacią i system walki zostały znakomicie zaimplementowane. Wolverine dysponuje sporą paletą różnych ciosów, ale co najważniejsze, nawet wykonując te najbardziej skomplikowane, nie musimy brać żadnych korepetycji u mistrzów Ninja Gaiden czy Devil May Cry. Wszelkie ruchy są niezwykle intuicyjne przy wykorzystaniu prawie wszystkich przycisków pada, co w większości przypadków pozwala zapomnieć o potrzebie wyuczenia się jakichś specjalnych, skomplikowanych sekwencji.

…a ten pan wprost przeciwnie. Będzie miał okazję pofruwać.

Wolverine jest niemal niezniszczalny. Dlatego też w zasadzie nie straszne mu odniesione obrażenia, ponieważ jego ciało dość szybko się regeneruje. Na normalnym poziomie trudności z bezproblemowym przejściem całej gry powinni poradzić sobie nawet mniej doświadczeni gracze. Nie polecam raczej grać na easy, natomiast hard odblokowuje się dopiero po przynajmniej jednokrotnym ukończeniu zabawy. Warto natomiast podkreślić dbałość ekipy produkcyjnej o szczegóły. Na postaci widoczne są wszystkie odniesione rany, które w czasie rzeczywistym zanikają w miarę regeneracji sił bohatera. Niby nic, a jednak cieszy. Zwolennicy przebieranek będą mogli w trakcie zabawy odblokować ponadto cztery kostiumy, w tym ten żółto-niebieski, charakterystyczny dla X-Menów przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.

Raven Software udało się przemycić w grze także kilka elementów typowych dla serii Tomb Raider. Jest więc balansowanie na zawieszonych ponad podłogą elementach architektonicznych, przesuwanie posągów na zapadnie w celu otwarcia przejścia do następnej lokacji, co z kolei wymusza na graczu główkowanie, co, gdzie i w jaki sposób. Na szczęcie nie są to jakoś specjalnie skomplikowane fragmenty gry i jeżeli już nad czymś trzeba się zastanowić, to zwykle nie trwa do dłużej niż kilka sekund. Jednocześnie mam wrażenie, że te elementy zostały wstawione trochę na siłę i chyba niepotrzebnie. Co prawda, urozmaicają nieco rozgrywkę, ale gdyby ich zabrakło, to i tak mam wrażenie, że nikt by specjalnie się tym nie zmartwił. Tym bardziej, że całą zabawę ułatwia możliwość włączenia w dowolnym momencie instynktu zwierzęcego Logana. Obraz staje się wtedy czarno-biały, jedynie interaktywne elementy otoczenia pozostają podświetlone na kolor zielony, zaś na pomarańczowo te, które można zniszczyć. Dodatkowo przez chwilę wokół postaci snuje się błękitna mgiełka wskazująca dalszą drogę. Patent może i niezły, ale wydaje mi się, że można go było wykorzystać znacznie bardziej interesująco.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej