Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 kwietnia 2009, 14:35

autor: Maciej Kurowiak

Ninja Blade - recenzja gry - Strona 2

Wojownicy cienia znów w akcji. Sprawdzamy jak twórcy serii Tenchu poradzili sobie z kolejną grą o ninja i czy jest ona warta uwagi miłośników fruwających gwiazdek.

Trzeba przyznać, że autorom udała się sztuka sprawnego połączenia filmu (abstrahując od jego treści) w jedną całość i przechodzenie ze scen skryptowanych do właściwej gry jest bardzo płynne, przez co akcja nie zwalnia ani chwilę. Oczywiście tego typu gry albo się lubi, albo nie – niektórzy gracze mogą nie zdzierżyć ciągłego wykonywania komend w rodzaju: „naciśnij A”, „naciśnij X” etc. Częściowo zrekompensuje im to akcja, bo to, co dzieje się na ekranie, burzy wszelkie pojęcie o prawach fizyki, przy czym odbijanie mieczem pocisków rakietowych jest właściwie na porządku dziennym. Praktycznie każde posunięcie naszego bohatera wykonywane jest w sposób absolutnie spektakularny, zabicie jakiegokolwiek bossa zawsze przypieczętowuje niezwykle efektowna scena sieczenia go na kawałki (oczywiście opatrzona wszędobylskimi „naciśnij X”, „naciśnij Y” itd.). To może się podobać. Gorzej ma się sama fabuła, która przypomina najgorsze z najgorszych niskobudżetowych produkcji japońskiej animacji klasy Z. Nie ma w tym cienia przesady i złośliwości. Dialogi są drewniane i patetyczne do obrzydliwości, a historia zwyczajnie nie trzyma się kupy. Na szczęście przez większość czasu obserwujemy wybuchy i nieludzkie wyczyny naszego bohatera, a to ogląda się z największą przyjemnością.

Spektakularni i źli bossowie.

Sterowanie Kenem jest bardzo intuicyjne i fani gier akcji natychmiast załapią tak podstawowe akcje jak bieg po ścianie czy przeskakiwanie z drążka na drążek. Bohater Ninja Blade ma też swoje dodatkowe umiejętności, które znacznie ułatwiają mu życie. Jest to przede wszystkim tzw. wzrok ninja, którego włączenie powoduje naraz spowolnienie czasu, widzenie w ciemnościach i wyszczególnienie specjalnych miejsc w pomieszczeniu. Te specjalne miejsca to na przykład ściana, po której możemy wbiec do góry... i tu dochodzimy do jednej z wad tej gry. Nasz bohater nie jest bowiem w stanie wbiec po każdej ścianie – może to robić jedynie w wybranych miejscach. Nie możemy więc, tak jak w Ninja Gaiden, wbiegać pod sufit i stamtąd pikować w stronę wrogów. Ken niestety tego nie potrafi i od większości ścian niezbyt udanie się odbija.

Ma to też kolosalny wpływ na budowę etapów, przez które z nielicznymi wyjątkami, zawsze prowadzi tylko jedna droga. Nie zachwyca też ilość przedmiotów, które możemy niszczyć – cała interakcja ze środowiskiem ogranicza się do rąbania kontenerów i beczek w celu znalezienia medykamentów i ulepszeń. Na szczęście poziomy są krótkie, a na dodatek przepełnione walką z wspomnianymi już bossami, więc ich ubogość niekoniecznie będzie każdemu doskwierać. Mechanika walki została zresztą opracowana całkiem przyzwoicie, choć niech nikt nie oczekuje tutaj poziomu przywoływanego już wielokrotnie Ninja Gaiden. By zabić bossów i pomniejsze stwory, nie trzeba specjalnie się namęczyć, bo już samo użycie wzroku ninja i spowolnienie akcji daje iście miażdżącą przewagę. Broń możemy rozwijać w zamian za zebrane podczas misji specjalne punkty, a każdy dodatkowy poziom da nam nowe kombinacje ciosów. Na zwykłym poziomie trudności potrzeba ich używania jest jednak znikoma – wystarczą najprostsze combosy, by zgładzić każdego wroga w okamgnieniu. Walka, z nielicznymi wyjątkami, nie zaspokoi specjalistów w łączeniu kombinacji ciosów w niekończące się łańcuchy, ale może sprawić satysfakcję graczom, którzy nie mają ochoty studiować długiej listy ciosów. Od czasu do czasu gra zamienia się w... strzelaninę. Gdy jedziemy więc pojazdem, nie możemy nim sterować, ale obsługujemy działko, z którego strzelamy.