Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 kwietnia 2009, 10:28

autor: Przemysław Zamęcki

Stormrise - recenzja gry - Strona 3

Ambitne założenia, innowacyjne rozwiązania i chęć zamieszania na rynku RTS-ów. Sprawdź, jak prezentuje się nowe dzieło twórców serii Total War.

W Stormrise nie budujemy baz ani nie stawiamy żadnych budynków. Surowce do produkcji wojska zdobywamy poprzez przejmowanie rozmieszczonych na mapie wieżyczek energetycznych, co przypomina trochę system zastosowany w serii Dawn of War. Przy okazji zyskujemy także kontrolę nad najbliższym terenem, bowiem punkt taki możemy kilkustopniowo rozbudować o osłonę czy broń długodystansową, z której rażone są zbliżające się oddziały przeciwnika. Miejsce takie staje się więc automatycznie punktem obronnym, z którego wyprowadza się ataki pozwalające przejąć kolejną wieżyczkę. Oczywiście w kampanii zdobycie terenu jest tylko jednym z elementów rozgrywki. Zwykle rozkazy są bardziej konkretne i ów marsz, w którym zdobywamy przestrzeń życiową, po prostu pomaga w wypełnieniu innych celów misji.

Przeciwników pełno, a Sztucznej Inteligencji jakoby w ogóle nie było. To, co zafundowali nam programiści, to zwykła kpina i nabijanie się z posiadaczy Visty. Wrogowie działają zawsze w identyczny sposób. Oni nie myślą, tylko rzucają się stadem wprost na lufy naszych wojaków. Nieustannie i stale z tego samego kierunku. Zdobywamy fragment mapy czy wykonujemy konkretne posunięcie – uruchamia się skrypt. Jeżeli nie podejmiemy kolejnych działań i nie pójdziemy do przodu, ograniczając się do wybicia pierwszej fali atakujących, kolejnym nie będzie końca. Zawsze będą biec tą samą drogą, zawsze te same oddziały. Jeżeli wycofamy się, wróg umocni przechwycony punkt i rozstawi swoje siły w identyczny sposób, w jaki zrobił to, kiedy spotkaliśmy go za pierwszym razem. Taka partia szachów, w której konkurent nauczył się jedynie zagrywać skoczkiem na A-3.

Mech dosłownie jak z BattleTecha wycięty.

Misji w kampanii jest kilkanaście, a każda z nich rozgrywa się w nieco innym środowisku. Jest więc port, osada z niską zabudową, ruiny, zniszczone miasto etc. Niektóre z map rozbudowano w pionie, co pozwala w lepszy sposób wykorzystywać na przykład oddziały snajperów, które ulokowane na jakiejś wieży mają lepsze pole ostrzału, będąc przy okazji w miarę zabezpieczonymi od ostrzału z ziemi. Rodzajów jednostek nie jest zbyt wiele, po dziewięć na każdą ze stron, przy czym ich zdolność bojowa jest stopniowana. Zróżnicowanie nie powala na kolana, ot, jakiś czołg, latające ustrojstwa w postaci helikopterów czy wielkiego stworzenia plującego w przeciwników z bardzo dużej wysokości. Ponadto drone’y zwiadowcze, mechy, mutanty, snajperzy, żołnierze z bronią ciężką, żołnierze używający wystających z nich macek jak biczów. Może poza ogromnym mechem, żadna z jednostek mnie nie zachwyciła. I to zarówno sposobem wykonania, jak i działania. Gwoli ścisłości muszę dodać, że niektóre odziały dysponują dodatkową bronią specjalną bądź umiejętnościami, których używanie jest jednak dość... jeżeli pomyśleliście, że kłopotliwe, to trafiliście w dziesiątkę.

Jeżeli chodzi o tryb multiplayer, jest to już po prostu dramat. Wszystkie powyższe wady dają o sobie znać z podwójną siłą. Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy dwóch graczy miota się pomiędzy kilkunastoma dostępnymi jednostkami, starając się ogarnąć sytuację. A dwóch to minimum, niektóre mapy oferują rozgrywkę nawet dla ośmiu osób. Nie polecam sprawdzać, co się może wówczas wydarzyć. Zresztą, nawet nie wiem, czy jest to sprawdzalne, bowiem serwery świecą pustkami. Warto w tym miejscu dodać, że gra do poprawnego działania i połączenia online wykorzystuje Games for Windows Live, wobec czego bez instalacji dodatkowego softu się nie obejdzie.

Niestety, eksperyment nie powiódł się, a pacjent wyzionął ducha na stole operacyjnym. Kilka najbliższych miesięcy należeć będzie najprawdopodobniej do takich właśnie zapychaczy. Ani to świeże, ani dobrze wykonane, a na dodatek zupełnie bezzasadnie wymaga posiadania Visty. Jeżeli natkniecie się w sklepie na pudełko ze Stormrise, omińcie je szerokim łukiem i kupcie cokolwiek, tylko nie dziełko Creative Assembly. Założenia były ambitne, cele szlachetne, a zapowiedzi kuszące. Wyszedł ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra, że pozwolę sobie zacytować klasyka.

Przemek „g40st” Zamęcki

PLUSY

  • może trochę na siłę, ale muzyka utrzymana w industrialnych klimatach może wpaść w ucho.

MINUSY

  • wszystko pozostałe, łącznie z absurdalną koniecznością posiadania Windowsa Visty.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej