Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 16 marca 2009, 14:34

autor: Mikołaj Królewski

Resident Evil 5 - recenzja gry - Strona 4

Jak wypada Resident Evil 5 w porównaniu ze swym głośnym poprzednikiem? Czy tak szeroko reklamowany tryb kooperacji jest faktycznie mocną stroną piątej części kultowej serii? Na te i inne pytania odpowiadamy w recenzji.

Pozostaje jeszcze omówić najbardziej kontrowersyjny aspekt Resident Evil 5, mianowicie sterowanie. Rewolucyjny swego czasu system, zaimplementowany w Biohazard 4, zestarzał się bardzo szybko, a „piątka” czerpie z niego pełnymi garściami. Strzelać możemy tylko stojąc, tak samo jak ładować broń. Nasuwa się pytanie, czy panowie z Capcomu byli tak leniwi, czy było to świadome posunięcie firmy? Dead Space pokazał przecież, że można w świetny sposób dopasować residentowe patenty do dzisiejszych standardów. Zastosowanie przez firmę tych archaicznych rozwiązań spowodowane jest moim zdaniem przywiązaniem do korzeni, cechą charakteryzującą niemal wszystkie japońskie produkcje. W serii Resident Evil od zawsze strzelało się z miejsca, a w części czwartej zmienił się tylko kąt ustawienia kamery. Poza tym najważniejszą cechą tych gier był element strachu i niepewności, który mimo że od historii Leona i Ashley zastąpiony elementami gore i masowym strzelaniem, został w pewien sposób utrzymany. To, że atakować możemy tylko stojąc w miejscu, powoduje, że gra jest bardziej statyczna – możemy zostać w każdej chwili zaatakowani i to z różnych stron. Bieganie między Majinami i pakowanie headshotów z każdego miejsca i pozycji, uczyniłoby grę wręcz prostacką, a tak poziom trudności i specyfika została zachowana. Miłym ukłonem w stronę poprzednich części jest także chroniczny brak amunicji. Nowym elementem jest jedynie możliwość przywierania do ścian i strzelania zza przeszkody. Niestety, nie możemy się wtedy poruszać. Od tego, czy gracz zaakceptuje wszystkie te „ograniczenia”, czy też nie, zależy cała przyjemność płynąca z obcowania z tytułem.

Starcia z psami dostarczają tyle samo emocji co dawniej.Czworonogi dwoją się i troją, by nas dorwać. Dosłownie.

Podobieństwo do RE4 jest wyjaśnione fabularnie, ale mimo to RE5 wypada ciut gorzej niż poprzednik. Scenariusz jest dość przewidywalny, a Capcom pokazał za dużo na trailerach. Fani serii będą zachwyceni licznymi nawiązaniami do poprzednich części i spędzą sporo czasu na czytaniu notatek i pamiętników znajdowanych w poszczególnych lokacjach. Pisałem już wcześniej, że są one topowe, jeśli chodzi o wykonanie, ale nie wszystkie porywają designem. Niektóre są niemal żywcem wyjęte z Uncharted, co trochę psuje klimat gry. Nie posiada ona również aż tak zapadających w pamięć przeciwników, a bossowie nie są tak zróżnicowani jak dawniej. Być może trochę marudzę, ale pamiętam, co obiecywał producent – Jun Takeuchi.

Rozczarowani będą również fani zagadek. Tych w przeciwieństwie do sytuacji w poprzedniej części – nie ma. Musimy zdobyć kilka kart, kluczy, pociągnąć za kilka dźwigni, ale robimy to, niemal nie ruszając się z miejsca. W jednej z lokacji przyjdzie nam pobawić się światłem i to właściwie wszystko. Nie mówię, że w Resident Evil 4 ilość zagadek była ogromna, ale znacznie większa niż w części piątej.

Oprawę graficzną gry zachwalałem już wcześniej, ale warto wspomnieć też o bardzo wysokim poziomie wykonania głównych bohaterów. Ich modele są przebogate, a odwzorowanie skóry, mięśni, włosów czy samych ruchów zasługuje na najwyższe noty. Animacja również jest obłędna i dotyczy nie tylko naszych herosów, ale także przeciwników. Ruchy psów są bardzo naturalne. W te zwinne i szybkie bestie ciężko trafić, a gdy już to zrobimy, efektownie się zataczają. Mimika twarzy każdej z postaci to absolutny top. Po jej wyrazie można rozpoznać uczucia, jakie nimi targają, a każdy mięsień jest ruchomy i bardzo widoczny. Capcom włożył w ten aspekt gry naprawdę mnóstwo pracy, ale mimo to nie udało mu się wykreować dobrych pod względem treści dialogów. Jak na japońską produkcję są one dość puste i w porównaniu z arcydziełem stworzonym przez Konami w MGS4 wypadają bardzo blado. Nie pomaga im nawet świetny, lecz odbiegający nieco od poziomu RE1, voice acting.

Przyszedł czas na podsumowanie i wystawienie oceny tak oczekiwanemu tytułowi, jakim jest Resident Evil 5. Gra jest bardzo odtwórcza, przeciwnicy działają według takich samych schematów jak dawniej, a kilka elementów wypada odrobinę gorzej niż w poprzedniej części. Siła piątej odsłony serii tkwi przede wszystkim we wciągającej (mimo wszystko) fabule, osadzonej we wspaniałym uniwersum Resident Evil i nie pozwalającej odłożyć pada, w obłędnej oprawie graficznej, która w bardzo umiejętny sposób maskuje wrażenie deja vu. Nowy Resident pokazuje pazury w świetnym trybie kooperacji, dostarczającym mnóstwo emocji, otwierającym nowe możliwości i zgrabnie odświeżającym serię. Dla niektórych barierę nie do pokonania będzie stanowić sterowanie, które jest kwestią indywidualną i decyduje o „tak” lub „nie” dla tego tytułu. Ja, jestem na tak!

Mikołaj „MiKaS” Królewski

PLUSY:

  • tryb kooperacji;
  • oprawa;
  • uniwersum Resident Evil.

MINUSY:

  • odtwórczość.