Command & Conquer: Red Alert 3 - Powstanie - recenzja gry
Pierwszy dodatek do Red Alert 3 powstał w rekordowo szybkim tempie. Czy pośpiech przy produkcji Powstania odbił się na jego jakości? Odpowiedź na to pytanie znajdziesz w naszej recenzji.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Nie wiem co się stało pracownikom studia Electronic Arts Los Angeles, ale ostatnio narzucili sobie iście zawrotne tempo. Trzecia odsłona cyklu Red Alert zadebiutowała na rynku w ostatnich dnia października ubiegłego roku i potrzeba było niewiele ponad czterech miesięcy, by do rąk fanów trafiło jej pierwsze rozszerzenie. Biorąc pod uwagę fakt, że mamy tu do czynienia z pełnoprawnym dodatkiem, wyczyn to godny podziwu, zwłaszcza, że z niezbyt rozbudowanym Gniewem Kane’a, EALA mordowała się zdecydowanie dłużej. Przypomnijmy, że pierwszy add-on do Wojen o Tyberium trafił do sklepów w rok po premierze podstawki.
Przygoda z Powstaniem rozpoczyna się od ściągnięcia gry z Internetu. Dla wielu zainteresowanych proces ten okaże się prawdziwą drogą przez mękę, bo dodatek waży naprawdę sporo – 5.5 GB. Alternatywy niestety nie ma. Rozszerzenie zostanie co prawda wydane w pudełku i to już niedługo (26 marca), ale w opakowaniu znajdziemy wyłącznie kod, za pomocą którego i tak będziemy zmuszeni pobrać grę z sieci. Nie jestem zwolennikiem takich rozwiązań. Gdybym chciał wybrać się do sklepu po Powstanie, to wolałbym zobaczyć w pudełku krążek, a nie świstek z kodem, zwłaszcza że ściąganie tak dużej ilości danych na moim łączu trwa ruski rok.
Tyle w kwestii złych wiadomości, teraz czas na tą zdecydowanie lepszą. Powstanie jest samodzielnym rozszerzeniem, a to oznacza, że do działania nie potrzebuje podstawowej wersji gry. Jeśli zatem płytę z trzecim Red Alertem porysował Ci brat, a instrukcję zjadł pies, będziesz mógł spokojnie pobrać dodatek i cieszyć się odpowiednio długą dawką erteesowego szaleństwa spod znaku Command & Conquer.
Głównym składnikiem potrawy o nazwie Powstanie jest nowa kampania dla jednego gracza, składająca się z kilkunastu scenariuszy. Najwięcej misji, bo aż cztery, otrzymali Sowieci. Pozostałe frakcje (Alianci i Cesarstwo Wschodzącego Słońca) musiały zadowolić się mniejszą liczbą wyzwań – trzema. W sumie daje to dziesięć misji zrobionych w podobnym co w Red Alert 3 stylu. Co prawda kampania zawiera jeszcze trzy dodatkowe scenariusze, w których główną bohaterką jest Yuriko Omega, ale różnią się one na tyle od tradycyjnych potyczek, że należy je traktować bardziej w charakterze ciekawostki. Dodajmy że bardzo interesującej ciekawostki, ale o tym za chwilę.
Kampania kontynuuje historię rozpoczętą w Red Alert 3. Według scenariusza wielkimi wygranymi kolejnego konfliktu okazali się Alianci, którzy teraz okupują Związek Radziecki i usiłują utrzymać kontrolę nad targanym wewnętrznymi konfliktami Cesarstwem Wschodzącego Słońca. Dodatek bardzo dużo miejsca poświęca firmie FutureTech z siedzibą w Amsterdamie, która dostarczając nowoczesną technologię Sojuszowi, w dużej mierze przyczyniła się do jego zwycięstwa. Większość misji kampanii będzie związana właśnie z tajemniczą korporacją, ale nie będę zdradzać o co tu naprawdę chodzi, żeby nie psuć Wam zabawy.