Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 lutego 2009, 07:55

autor: Katarzyna Michałowska

Art of Murder: Klątwa Lalkarza - recenzja gry - Strona 3

Zdrada... zemsta... zbrodnia... Agentka Nicole Bonnet powraca w grze Art of Murder: Klątwa Lalkarza, by rozwiązać kolejną mroczną zagadkę.

Choć interfejs to niby taki sobie poboczny element gry, wszyscy wiemy, że jak sterowanie szwankuje, to i grać chce się średnio. W tej kwestii nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Poruszamy się wygodnie i bezproblemowo dzięki „point & click”, w razie utknięcia możemy skorzystać z wyławiającej aktywne obiekty i kierunki lupki, ekwipunek jest obszerny, a każdy przedmiot da się obejrzeć w zbliżeniu i z komentarzem. Podobnie jak w Skorpionie próba przedwczesnego opuszczenia lokacji czy odpalenia aktualnego środka lokomocji skutkuje subtelną sugestią na temat tego, co mogliśmy przegapić. Poza tym agentka prowadzi notatnik, w którym znajdziemy wszystkie odbyte przez nią dialogi, zapiski z każdego dnia śledztwa i akta amerykańskich zbrodni Lalkarza (plus jego portret psychologiczny), co pozwala dowiedzieć się nieco więcej o fabularnym tle gry. Sejwować można ile chcieć i najświeższy zapis zawsze jest na górze. Wszystko to małe rzeczy, a cieszą i ułatwiają kontakt z grą.

My bardzo lubimy pieski. Pytanie – czy pieski lubią nas...

Zatwardziałym przygodówkomaniakom autorzy postanowili uprzyjemnić też zabawę brakiem zręcznościówek i różnych skomplikowanych ewolucji, a występujące w grze czasówki nie mają wyśrubowanego limitu i przechodzi się jej na luzie, zaś w momentach, kiedy Nicole mogłaby swoją nieuwagę czy złą decyzję przypłacić życiem, gra dokonuje automatycznego zapisu.

Może troszkę mało (jak dla mnie) jest zagadek typowo planszowych, bo uganiania się za i ze znajdźkami, naprawiania tego, co zepsute (ach, ten leniwy hiszpański mechanik) i dogadzania różnym personom (tu z kolei wybija się kubański archiwista) mamy pod dostatkiem. Natomiast puzzli i innych układanek czy minigierek – mniej, a szkoda, ale może to tylko moje osobiste odczucie i mogę być w mniejszości, bo mnie np. zagadka z krzesłem z poprzedniej części baaardzo się podobała.

Tym razem mordercą jest osoba absolutnie nie do domyślenia i jest to, rzecz jasna, duży plus. Byłby jeszcze większy, gdyby nie wynikało to ze znikomego jej uwidocznienia w grze, a raczej z nadmiaru potencjalnych sprawców do wytypowania. Dziwią też pewne zabiegi, np., czemu tak zdeterminowany zbrodniarz nie pozbył się raz na zawsze depczącej mu po piętach Nicole, a miał po temu niejedną okazję – widać dopadło go przeczucie, że dziewczyna okaże się niezbędna w ostatecznym rozpracowaniu bardzo ważnej mapki. Za to patent z pewnym zmartwychwstańcem uważam za bardzo trafiony i był dla mnie sporym zaskoczeniem. Napomknę jeszcze, że autorzy nadal upierają się utajniać Nicka, który wciąż robi za postać widmo, niemniej i w tej odsłonie przygód agentki Bonnet wyrasta jak spod ziemi i to w bardzo odpowiednim momencie.