Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 marca 2009, 10:15

autor: Paweł Surowiec

Men of War - recenzja gry - Strona 3

Wiele wskazuje na to, że Men of War rosyjskiego studia Best Way to tak naprawdę kompilacja dwóch dodatków do Faces of War – Braterstwa Broni i Lisa Pustyni. Pomijając milczeniem żonglowanie nazwami przez wydawcę, przyjrzyjmy się jego najnowszemu pupilowi.

Ktoś się w tym momencie obruszy i wysunie kontrargument dotyczący naprawiania w grze w warunkach polowych nawet ciężko uszkodzonych pojazdów (wieże zerwane z łożysk). Że niby takie naprawy nie dokonałyby się bez zatrudnienia takiego czy innego Bergepanzera (wozu zabezpieczenia technicznego) i odholowania pechowca na tyły, do warsztatu. Niby tak, ale proszę dla odmiany zwrócić uwagę, jak niemiłosiernie długo trwają w MoW reperacje pojazdu siłami ocalałej załogi. To się nazywa „kompromis”.

James, zaciągnij trochę wody na herbatę, dochodzi piąta.

Inna para kaloszy to zachowania piechoty, próby oddania jej dynamicznie zmieniającego się na polu walki morale. Widać, że ten aspekt nie stanowił priorytetu dla autorów i poprzestali oni li tylko na formie szczątkowej – przygnieceni ostrzałem żołnierze kulą się i przestają odpowiadać ogniem. Nie uciekają (co najwyżej biegają bezładnie w kółko), żaden z nich nie próbuje w takiej sytuacji wyrwać się nadchodzącej śmierci jakąś heroiczną akcją. Ale czy w takim CoH jest pod tym względem lepiej? Nie, jest równie skromnie, przygwożdżenie ogniem jest tylko klarowniej przedstawione.

Modelowanie uszkodzeń. Gdy mierzenia bicepsów dokonuje się w tym rejonie, CoH kryje się wstydliwie za parawanem swych technicznych ułomności. W MoW pojazdom celnym ostrzałem można pozrywać gąsienice, zapalić silnik, zerwać wieżę z łożyska, podziurawić/zniszczyć pancerz/kadłub, uszkodzić armatę. W podobnym stopniu dokonamy transformacji otoczenia i każdego z jego elementów. No prawie – ostatniej cegły ze zrujnowanej ostrzałem chałupy nie da się rozłupać na pół. Wszystkie te efekty ciągle prezentują się fenomenalnie, zmiatając konkurencję z powierzchni ziemi.

Poprawiono spostrzeganie przez wrogów – w FoW widzieli wszystko, teraz każdy z nich ma pole widzenia z martwymi strefami (można je podejrzeć, klikając wrażą jednostkę). Da radę więc zajść wrogiego żołnierza od tyłu, nie zwracając jego uwagi czy podkraść się z boku do czołgu i cisnąć weń granat przeciwpancerny. Niemniej cały czas nasi ludzie podnoszą nam ciśnienie swoją ślepotą, szczególnie na krótkich dystansach – wielokrotnie ubawiłem się po pachy (śmiech przez łzy), widząc wroga kryjącego się… w grupce moich żołnierzy (przyjmowali go jak swojego). Generalnie jednak – podsumujmy – otrzymujemy tu wystarczającą jak na RTS porcję realizmu.

Hollywood czy Bollywood?

Miałem kiedyś taki album (tytułu już nie pomnę) z najważniejszymi bitwami II w.ś. – napisany przystępnym językiem przyciągał wzrok pięknymi, ręcznie malowanymi rycinami tychże starć. Obrazy te odżyły w mej pamięci po odpaleniu Men of War: wypisz, wymaluj – screeny z gry! W pewnym momencie, gdy tak zachwycałem się tą nadal śliczną grafiką (a wymagania sprzętowe to ma ona żadne!), pomyślałem: „Rany! Wiele bym dał, by wskoczyć tu sobie na chwilę w skórę takiego wirtualnego wojaka i postrzelać trochę w widoku FPP.”. Mówisz – masz! Wprawdzie w widoku TPP w maksymalnym przybliżeniu i tylko strzelamy z samochodu, którym kieruje komputer, ale to sympatyczna odmiana (w jednej z amerykańskich misji). Naprawdę, na tym silniku graficznym można by śmiało zbudować całkiem niebrzydki i atrakcyjny shooter! Na deser dostajemy jeszcze ciekawe, utrzymane w biało-czarnej tonacji obrazki z menusów, które świetnie z kolei nadawałyby się na tapety.