autor: Maciej Makuła
Saints Row 2 - recenzja gry - Strona 4
Zła, brzydka i głupia – czyli opowieść o tym, jak będąc odpowiednio szalonym, można zmienić te wady w zalety.
Ciąć i rąbać!
Same zabawy poboczne są niezwykle grywalne. I, naturalnie, głupie. Nie sposób tu wszystkich wymienić, ale: wysadzamy w powietrze wszystko, co tylko znajdzie się w zasięgu naszego wzroku, podpalamy otoczenie, jeżdżąc płonącym quadem, poznajemy stworzony specjalnie na tę okazję całkiem niezły system walki wręcz, brukamy „wydzielinami” szambowozu ulice (i mieszkańców, i kościoły, itd., itp.), rzucamy się pod koła pojazdów, a z rzeczy bardziej klasycznych – bierzemy udział w wyścigach, derbach destrukcji (z możliwością ulepszania swej bryki o kolejne kolce i pancerze) czy ochronie lub podwożeniu różnych osobistości (też w osobliwy sposób). Każda z tych minigier występuje w przynajmniej dwóch wariantach, oferuje 6 poziomów trudności i naprawdę czegoś od nas wymaga. Czyt. można się wciągnąć.
A gdy odpowiednio się wciągnąć – jesteśmy odpowiednio nagradzani. Oprócz kasy, którą możemy wykorzystać w mnóstwie sklepów (od „biedronek” po chirurgów plastycznych) czy do zakupu nieruchomości, z dużą częstotliwością odblokowujemy też różne bonusy i zdolności dla naszego bohatera (większa celność, wytrzymałość itd., itp.). Modyfikować możemy też wygląd naszego gangu, jego zachowania (z przechodniami można wchodzić w pozbawioną rozlewu krwi interakcję, za pomocą gestów wrogich i przyjaznych), logo czy asortyment pojazdów, z którego korzysta. Jeśli np. lubimy otaczać się wojownikami „nindzia” jeżdżącymi „maluchami” – cóż, lepiej nie mogliśmy trafić.
Jakby tego było mało – w każdej chwili możemy się zaangażować w tzw. dywersję. Należą do niej proste minigry aktywujące się podczas napadów na sklepy, przechodniów, w trakcie wożenia się z ziomalami (można mieć ze sobą kilkuosobową świtę, oczywiście nie od razu), ganiania nago (tak, naszego bohatera/bohaterkę można rozebrać do rosołu), skoków ze spadochronem itd., itp. By być na czasie z panującą obecnie modą na nieumarłych – w Saints Row 2 możemy nawet pograć w domu bohatera na konsoli w grę, która pozwoli nam stoczyć bój z hordami zombiaków.
„Gdzie śpiewem cię tulą i budzą ze snu?”
Wymienione cudeńka są dostępne praktycznie od samego początku gry. Tak samo jak pozbawione sztucznych blokad zostało miasto – Stillwater. Jego wielkość jest przyzwoita, najważniejsze jednak jest to, co napisałem powyżej – jest w nim co robić (bo zrobić duży pusty teren – żadna sztuka). Próba odtworzenia w nim życia udała się autorom standardowo: przechodnie oprócz chodzenia po ulicach oddają się różnym czynnościom (np. niektórzy też biegają nago i ściga ich policja), na granicach swych terytoriów (każda ukończona misja to podbita nowa dzielnica) walczą wrogie gangi – normalka.