autor: Marcin Konstantynowicz
LocoRoco 2 - recenzja gry
Loco Roco 2 udowadnia, że nie grafiką, a fantazją gry żyją. Uwaga! Wsysa jeszcze bardziej niż część pierwsza!
Recenzja powstała na bazie wersji PSP.
O tym, jak życie autora fajnie uległo zmianie
Rynek zalewa nas coraz bardziej realistycznymi produkcjami, z coraz to nowszą grafiką. Często można się wręcz pomylić, czy patrzymy na grę, czy to po prostu zdjęcie. I chociaż pamiętam, że tak samo mówiono i osiem lat temu, to teraz rzeczywiście takie słowa nabierają wiarygodności. W pogoni za fotorealistyczną oprawą wizualną, filmowością i realizmem zapominamy często, że to wcale nie ten czynnik decyduje o tym, czy gra jest miodna i zapadnie w naszą pamięć na długo, czy po początkowym szumie, wywołanym najczęściej natrętną kampanią promocyjną, odejdzie gdzieś w ciemne rejony historii gier video i tylko nieliczni będą ją wspominać.
Wyjaśnię od razu – nie mam generalnie nic przeciwko dobrej grafice. Chodzi mi tylko o to, że gry powstają teraz na zasadzie rzemieślniczej roboty. Niby, jeśli weźmie się poszczególne części składowe, mamy murowany hit. Grafika oszałamia, na najlepszym silniku, z efektami, których nawet nie potrafimy nazwać. Gameplay super intensywny, widowiskowy i dopracowany. Muzyka dobrana przez specjalistów, na podstawie najnowszych trendów, ewentualnie skomponowana przez... i tak dalej, no wiecie. A jednak, po złączeniu tego wszystkiego wychodzi produkt, w który gra się fajnie, eksploatujemy go, świetnie się przy tym bawiąc, odstawiamy na półkę i... zapominamy.
A potem wychodzi takie – żeby daleko nie szukać – World of Goo, które robi furorę, wszyscy są nim zachwyceni i jest popularniejszy niż niejedna wysokobudżetowa produkcja. A przecież to niemal archaiczna gra, z dwuwymiarową grafiką i pomysłem... Wróć, pomysłem?! Ano właśnie.
Przyznam się szczerze, że na początku nie byłem do Loco Roco przekonany. „Jakieś głupoty dla dzieciaków”, myślałem, w tym samym czasie czekając na nowy Need for Speed. Aż zagrałem i zostałem wchłonięty. Oczarowany i zmiażdżony. Potem moje życie skupiało się na oczekiwaniu na część drugą. Wreszcie, całkiem niedawno, dostałem ją w swoje ręce. I wtedy nastała radość.
O tym, z czym fajnym mamy do czynienia
Loco Roco 2 to kontynuacja banalnie prostej w założeniach platformówki na PSP. Cała zabawa skupia się na tytułowych Loco Roco – kulistych galaretowatych stworkach, które muszą uratować swoją planetę przed złymi Mojo. Wszystko niesamowicie kolorowe, wesołe i pozytywne. Największą frajdą jest to, że kontrolujemy nie tyle sympatyczne stworki, co planszę. Gdy ją przechylamy, Loco Roco turlają się w daną stronę, a potrząsając nią – wzbijamy je w powietrze.
Podczas przygody zbieramy specjalne kwiaty, które Loco Roco jedzą, przez co się rozmnażają (przez pączkowanie chyba). Jednak wszyscy wiemy, że dopiero w kupie siła – z tego powodu możemy połączyć je w większego gluta. Jednak duży glut nie wszędzie się zmieści, ale na szczęście można ponownie się rozdzielić. I tak w kółko – w zależności od potrzeb.