Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 grudnia 2008, 15:42

autor: Radosław Grabowski

Guitar Hero: World Tour - recenzja gry - Strona 3

Wraz z premierą Guitar Hero: World Tour seria ta przestała być wyłącznie gitarowa. Teraz jest taka jak Rock Band, a w pewnych elementach nawet przewyższa tę konkurencyjną markę.

W przypadku Rock Band wielu graczy narzekało na przeszkadzające w zabawie odgłosy, wydobywające się podczas uderzania w bębny. Na tym polu GHWT także wyprzedza konkurencję, ponieważ jest wyraźnie cichsze. Pedał też jest dobry – stopa nie męczyła się mi tak jak w RB, a poza tym wykonanie tego elementu wygląda solidnie. Właśnie dlatego nie powinno być takich problemów, jak w przypadku rynkowego rywala, u którego notowano liczne przypadki łamania się części po intensywnym deptaniu. Nie można jednak zapominać, że ta perkusja to wciąż zabawka, przy czym na pewno bliższe rzeczywistości jest guitarherowe i rockbandowe bębnienie (nawet na poziomie Easy) niż granie w tych samych warunkach na gitarze.

Wszytkiego w kadrze zmieścić nie sposób.

Cały ten opisany powyżej osprzęt znakomicie sprawdza się w trakcie rozgrywki. Można bawić się solo (jako gitarzysta prowadzący, basista, perkusista lub wokalista) albo w maksymalnie czteroosobowym zespole (lokalnie i online). Poradzą sobie nawet zupełne żółtodzioby, gdyż w tej odsłonie Guitar Hero pojawił się nowy poziom trudności, przeznaczony specjalnie dla początkujących (Beginner). Grając na nim np. jako perkusista, wystarczy w odpowiednim momencie uderzać w dowolny bęben lub talerz.

Najistotniejszą nowinką jest jednak kreator postaci rockmana. Schemat jego działania to typowe rozwiązanie simsopodobne – ustawia się więc cechy fizyczne, wybiera ubrania, dosztukowuje gadżety etc. Personalizować można również instrumenty, których postać używa na wirtualnej scenie. W ten sposób w mig przygotowałem dla mojego bohatera m.in. gitarę, łudząco podobną do legendarnej Blackie z kolekcji Erica Claptona. Wszystkie elementy, służące do zmieniania wyglądu postaci i instrumentów kupuje się standardowo w sklepiku za pieniądze zarabiane w trybie kariery.

Dla prawdziwych maniaków rozmaitych edytorów w GHWT zawarta została jeszcze jedna atrakcja, nazwana GHTunes. Jest to narzędzie do tworzenia własnej muzyki w oparciu o typowe guitarherowe instrumenty (z wyłączeniem wokalu). Edytor należy do dość skomplikowanych, a efekty naszej pracy można udostępniać w Internecie. Niestety należy od razu zapomnieć o ściąganiu coverów znanych utworów, gdyż publikowane przez graczy kawałki przechodzą przez gęste sito moderacji. Poza tym nie ma się co oszukiwać – GHTunes to tylko ersatz z wszystkimi swoimi ograniczeniami i niedoskonałościami, zgodnie z myślą przewodnią serii Guitar Hero i jej podobnych.

Właściwa rozgrywka uległa w World Tour koniecznym zmianom, wynikającym z wprowadzenia nowych instrumentów. Poza tym jednak jest tak jak zwykle w Guitar Hero. Gramy więc koncerty w rozmaitych częściach świata, wśród których znalazła się nawet Polska – impreza odbywa się tu w mrocznym, pełnym czaszek kościele. Powiedzmy, że niekoniecznie musi to być związane z naszym krajem, ale taka jest estetyka serii GH. Jednakże ogólnie gra jest mniej hardcore’owa niż Guitar Hero III: Legends of Rock i to nie tylko z racji braku obecności rogatych demonów i innych piekielnych stworów. Stopień trudności uległ pewnemu obniżeniu, zarówno podczas zaliczania normalnych utworów, jak i walki z bossami. W tym ostatnim przypadku nie wykorzystuje się już ataków, tak dobrze znanych z „trójki” – teraz w pojedynkach chodzi po prostu o czyste granie.