Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 grudnia 2008, 15:45

autor: Szymon Liebert

Freak Out: Białe szaleństwo - recenzja gry - Strona 2

Freak Out: Białe szaleństwo to jedna z nielicznych przyjemnych produkcji z nartami w roli głównej, jakie dostępne są na pecetach. Czy jednak warto wydawać na nią 20 zł?

Wracając do sedna – na początku możemy sprawdzić jedną z czterech gór. Kolejne odblokowujemy, zaliczając zawody. To najlepiej zrobić w trybie kariery, który jest esencją zabawy. Rozpoczynamy ją od wyboru jednej ze wspomnianych już postaci i wpisania naszej ksywy, by w końcu udać się na stok i wziąć udział w turniejach. Zawody, dzielą się na kilka rodzajów. Pierwszym z nich są tak zwane wyzwania. W tym trybie zaliczamy głównie cztery standardowe elementy: poręcze, skoki, rozpadliny, zbieranie. Drugą formą zabawy jest samowolka – tutaj musimy w miarę szybko i efektownie zjechać z góry, przy czym same triki są drugorzędne. Trzecie zawody to ostra jazda, która jest ekstremalną wersją przełajowego slalomu. Kulminacją są natomiast pokazówki – tu wygrywamy, wykonując niezwykle widowiskową i skomplikowaną serię akrobacji oraz sztuczek.

Zagubiony bernardyn czai się za skałą.

Podejście, jakie wykazuje Freak Out, spodoba się przede wszystkim osobom, które mają sporo dystansu do narciarstwa oraz realizmu w grach. Tytuł bowiem reprezentuje absolutnie rozrywkowy charakter odwzorowania jazdy. Można nawet powiedzieć, że w wielu kwestiach wspina się na wyżyny absurdu. Przykładem niech będą „poręcze”, czyli ostre krawędzie bądź drzewa, po których możemy sunąć, oczywiście odpowiednio balansując. Zabawny motyw polega na tym, że gdy już się na jedną z nich dostaniemy, upadek jest mało prawdopodobny, gdyż poruszamy się po nich za pomocą niewytłumaczalnej siły, ciągnącej nas nawet pod górę. Oprócz tego, wystarczy wspomnieć o bezproblemowej możliwości wykręcenia sześciu salt czy kilku pełnych obrotów wokół własnej osi w którąkolwiek ze stron, podczas kilkusekundowego lotu. Trzeba także dodać, że nie ma mowy o złamaniach, zadrapaniach czy zwichnięciach, chociaż upadki przytrafiają się regularnie.

Nie jest to bynajmniej zarzut – przyjmując powyższe luźne podejście do tematu, można bawić się bowiem znacznie lepiej niż w przypadku wielu symulatorów. Tym samym, jak domyślają się już miłośnicy gier o sportach ekstremalnych, Freak Out przypomina nieco Tony`ego Hawka. Widać to najbardziej w przypadku wspomnianych już zawodów, szczególnie wyzwań. Na poszczególnych etapach otrzymujemy różne zadania – wykręcenie konkretnego triku, nabicie odpowiedniego wyniku punktowego, wykonanie pewnej ilość wyzwań danego typu czy konieczność uratowania kilku psów (swoją drogą bardzo nieporadnych bernardynów, które przecież powinny szukać przysypanych lawiną narciarzy). W zamian za nasze starania otrzymujemy nowe przedmioty – ubrania i sprzęt – oraz dostęp do kolejnych lokacji (zwanych tutaj miejscówkami). Ekwipunek ma charakter czysto estetyczny, podobnie zresztą jak zwiększające się statystyki bohatera – ich wpływ na samą jazdę jest więc minimalny.