Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 października 2008, 10:48

autor: Jacek Hałas

Brothers in Arms: Hell's Highway - recenzja gry

Miłośnicy Kompanii braci czy Szeregowca Ryana mogą zacierać ręce z zadowolenia. Hell’s Highway poprawia najpoważniejsze błędy swoich dwóch poprzedników, a na dodatek kusi ładną grafiką.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Dobrych gier nawiązujących do tematyki II Wojny Światowej nigdy za wiele. W przypadku Brothers in Arms wyprawa w przyszłość (wzorem chociażby czwartej części serii Call of Duty) nam na szczęście nie grozi. Zamiast tego postawiono na sprawdzone rozwiązania i udoskonalenia gameplay’a. Na Hell’s Highway musieliśmy czekać całe trzy lata, a to mogło znacznie wyostrzyć nasze apetyty. Czym takim więc oprócz odświeżonej oprawy audiowizualnej najnowsze dzieło Ubisoftu próbuje nas oczarować?

W grze nie mogło zabraknąć charakterystycznych dla Holandii wiatraków.

Współcześnie wydawane „historyczne strzelaniny” coraz rzadziej dążą do wiernego odwzorowania przebiegu wydarzeń, które miały miejsce kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu. Stwierdzenie to nie powinno być dla nikogo dużym zaskoczeniem, niemniej osoby, dla których jest to pierwszy kontakt z serią BiA mogą się naprawdę mile rozczarować. Fabuła recenzowanej gry proponuje nam wzięcie czynnego udziału w Market Garden, a więc jednej z największych operacji II Wojny Światowej. Terenem naszych zmagań są okolice holenderskiego miasteczka Eindhoven, a w trakcie zabawy obserwujemy poczynania amerykańskiej 101 Dywizji Powietrznodesantowej. Podobnie jak w dwóch poprzednich odsłonach serii, wątek fabularny koncentruje naszą uwagę na poczynaniach niewielkich oddziałów czy osobistych dramatach pojedynczych żołnierzy, a całość zawarta jest w bardzo wąskich ramach czasowych.

W Hell’s Highway przez niemal całą grę sterujemy postacią amerykańskiego sierżanta Matta Bakera, który jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci serii. Możliwość przejęcia nad nim kontroli jest niewątpliwie nie lada gratką dla fanów cyklu, a oprócz niego pojawiają się też inne znajome twarze. Warto zauważyć, że znajomość dwóch pierwszych części BiA może w pewien sposób zaprocentować, choć gra nie zmusza nikogo do wykazania się dobrą pamięcią czy znajomością przebiegu operacji Market Garden. Co ciekawe, kampania rozpoczyna się od krótkiego przypomnienia, co nie jest głupim pomysłem, bo nie każdemu będzie się chciało ponownie kończyć wcześniej wydane gry. Jest to też doskonała okazja do ponownego prześledzenia znanych scen, tyle że w udoskonalonym technicznie otoczeniu.

Filmy przerywnikowe to zdecydowanie pierwsza liga.

Jedną z niezaprzeczalnych zalet Hell’s Highway jest ukazanie bogatego tła psychologicznego wszystkich głównych postaci, a w szczególności Bakera. Sierżantem targają wyrzuty sumienia, a ponadto dają o sobie znać postępujące zaburzenia psychiczne, spowodowane między innymi niedawną utratą podwładnych. Ogromną zasługę w budowaniu należytego klimatu rozgrywki mają też filmy przerywnikowe, które są jednymi z najlepszych, z jakimi miałem w ostatnim czasie do czynienia. Ich treść jest dokładnie przemyślana i w większości przypadków nie brakuje im należytej dramaturgii. Wyraźnie widać, że dużo czasu poświęcono na ustalenie tego, co mają one pokazywać i jakie uczucia u widza wywoływać. Są więc sceny, które dają do myślenia, nie brakuje emocjonujących ujęć bezpośrednio z pola walki, a szczegółowo ukazane interakcje pomiędzy głównymi postaciami pozwalają się z nimi lepiej zapoznać. Od siebie dodam, że nigdy nie naszła mnie ochota żeby pominąć jakiś film, pomimo tego, że niektóre z nich trwały nawet po kilka minut.

Seria Brothers in Arms znana jest przede wszystkim z tego, że była niejako pionierem kombinacji klasycznego FPS-a z taktyczną strategią. Hell’s Highway absolutnie nie stara się tego modelu rewolucjonizować. W dużym uproszczeniu wygląda to tak – po dotarciu w nowe miejsce analizujemy pozycje przeciwników i rozstawiamy swoich ludzi. Podwładnym wydajemy następnie polecenie postawienia ognia zaporowego, a w tym samym czasie w pojedynkę lub z udziałem innej drużyny atakujemy wrogów od flanki. Pomysł świetny, lecz we wcześniej wydanych grach wykonanie pozostawiało sporo do życzenia. Wrogowie zachowywali się irracjonalnie (albo zbyt pasywnie albo zbyt agresywnie), wszystkie akcje miały niemalże identyczny przebieg, a słaba konstrukcja map zmuszała do rozwiązywania problemów w ściśle ustalony sposób. Jak to wszystko wygląda w Hell’s Highway? Uważam, że jest teraz znacznie lepiej, choć nie zdołano wyeliminować wszystkich chorób wieku dziecięcego.

Różnorakie filtry graficzne pomagają w budowaniu należytego klimatu rozgrywki.

W Hell’s Highway już na starcie obejmujemy dowództwo nad żołnierzami niższego stopnia, tak więc nie musimy liczyć na szybki awans. Bardzo dobrą wiadomością jest także to, że zwiększono zróżnicowanie podległych drużyn, co daje nam okazję do zastosowania nieznanych wcześniej zagrań taktycznych. Przykładowo, umiejętnie podprowadzając drużynę wyposażoną w wyrzutnię rakiet możemy doprowadzić do zniszczenia wrogiego stanowiska maszynowego czy zabić snajpera skrywającego się w kościelnej wieży. Na znaczeniu przybrała też konieczność odwracania uwagi przeciwników w celu podprowadzenia innej ekipy w pożądanej miejsce. W końcowej fazie rozgrywki gra pozwala nam sterować nawet trzema drużynami, lecz zabawa staje się wtedy nieco chaotyczna. Optymalnym rozwiązaniem są dwie ekipy. Lepszej konstrukcji doczekały się mapki, na których prowadzimy zmagania. Nie są one już na ograniczane ze wszystkich możliwych stron niewidzialnymi ścianami, a do celu niekiedy prowadzą dwie czy nawet trzy różne ścieżki. Mimo wszystko kilka razy przytrafiło mi się natrafić na przeszkody, nad którymi główny bohater teoretycznie powinien bez żadnych problemów przeskoczyć, a w praktyce okazało się to niemożliwe.

Nowych wrażeń dostarcza system chowania się za przeszkodami, wzorowany chociażby na Rainbow Six Vegas, czyli oferujący tymczasowy przeskok do kamery zawieszonej za plecami sterowanej postaci. System ten nie działa perfekcyjnie, choćby w pobliżu wąskich okiennic. W ogólnym rozrachunku należy go jednak ocenić pozytywnie. Zabawę wzbogaciły też przeszkody, które możemy całkowicie niszczyć. Przed premierą zapowiadano tu rewolucję, ale okazuje się, że drewnianych płotków czy niewielkich skrzynek jest niewiele. Do przemieszczania się pomiędzy zasłonami możemy wykorzystywać opcję sprintu. Działa on w miarę poprawnie, choć dobrze byłoby gdyby bohater mógł łatwiej skręcać. Miłym akcentem byłoby też zwiększenie intensywności potrząsania kamery, choćby na wzór Gears of War. Mechanizm wydawania rozkazów pozostał właściwie bez zmian, co oznacza, że używamy głównie myszki. Na mój gust jest on trochę za bardzo ograniczony, a na dodatek niewygodny. Anulowanie poleceń powinno być prostsze. Ponadto można się łatwo pomylić i zamiast polecenia ataku wydać rozkaz przemarszu w niebezpieczne miejsce. Na szczęście po pewnym czasie liczba popełnianych błędów ulega stopniowemu zmniejszeniu.

Bardzo dobrze sprawuje się system utraty i odzyskiwania zdrowia. W miarę odnoszenia kolejnych obrażeń zmiana kolorystyki alarmuje nas o konieczności szybkiego odnalezienia jakiejś zasłony. O ile na najniższym poziomie trudności Matt jest w stanie wytrzymać serię z karabinu maszynowego, o tyle na najwyższych ustawieniach ginie już po kilku celnych strzałach. Perfekcyjnie wyważono czas odzyskiwania pełni zdrowia. Nie możemy od razu powrócić do walki, ale z drugiej strony nie musimy też spędzać w ukryciu wieczności. Spodobała mi się mapka okolicy, którą wykonano w formie rysunku, który zapełnia się kształtami i kolorami w miarę naszej eksploracji. Mapa jest przy tym czytelna i dokładnie ukazuje pozycje wrogów czy lokalizacje składzików amunicji.

Etapy rozgrywane wokół lub wewnątrz płonących budynków stanowią świetny pokaz możliwości silnika gry.

Kampania dla pojedynczego gracza składa się z dziesięciu misji. Mogłoby wydawać się, że nie jest to dużo, ale każdy poziom zawiera kilka mniejszych sekcji, przedzielonych punktami ładowania oraz dodatkowymi cut-scenkami. W efekcie ukończenie pojedynczej misji zajmuje średnio 40-60 minut, a to już niezły wynik. Ponadto po zakończeniu gry możemy zdecydować się na poziom Authentic. Paradoksalnie największym utrudnieniem nie jest w tym przypadku mniejsza wytrzymałość głównego bohatera, ale konieczność radzenia sobie bez celownika. Sprawia to, że eliminacja wrogów jest wyraźnie utrudniona. Do powtórnego przechodzenia kampanii w miarę skutecznie zachęcają też dodatkowe bonusy, jak chociażby rozmieszczone w różnych punktach mapy punkty rekonesansu.

Brutalne egzekucje wydają się być zbędnym dodatkiem.

O badanej okolicy można powiedzieć tyle, że zazwyczaj jest ciekawie zaprojektowana. Wystrój otoczenia ulega ponadto częstym zmianom. Większość walk toczymy na ulicach Eindhoven, czy to za dnia czy pod osłoną nocy. Zazwyczaj działamy wraz z innymi drużynami, choć nie zabrakło też poziomów, w których zdani jesteśmy tylko na siebie. Są to zazwyczaj etapy rozgrywane w zamkniętych pomieszczeniach, które są mniej ekscytujące, ale nie ma ich zbyt dużo. W poprzednich odsłonach serii Brothers in Arms najchętniej rozwiązywałem zadania o charakterze defensywnym, a tych w Hell’s Highway jest jak na lekarstwo. Na uwagę zasługuje tu właściwie jedynie końcówka przedostatniej misji, gdzie z niecierpliwością wyczekiwałem momentu pojawienia się upragnionego wsparcia. Zazwyczaj zajmujemy się eliminacją wrogich posterunków, wysadzeniem dział artyleryjskich czy przejmowaniem kontroli nad kolejnymi sektorami mapy. Zadania w większości wykonano dobrze. Nie za bardzo przyłożono się natomiast do etapów rozgrywanych z użyciem czołgu. Widoczny staje się tu brak możliwości dowolnego niszczenia otoczenia, a ponadto eliminacja sił wroga jest bajecznie prosta.

Jeżeli walki z komputerowymi przeciwnikami okażą się dla nas niewystarczające, zawsze możemy spróbować swych sił w starciu z żywymi oponentami. Multiplayer w poprzednich grach z serii Brothers in Arms prezentował przeciętny poziom wykonania, lecz ten w Hell’s Highway zdaje się w jeszcze większym stopniu odstawać od osiągnięć liderów gatunku. Do naszej dyspozycji oddano wyłącznie jeden tryb, oparty na walkach drużynowych i nawiązujący do zasad „capture the flag”. Problemem wydaje się już być sam pomysł dzielenia graczy na drużyny. Z moich obserwacji wynika, że uczestnicy zabawy niechętnie ze sobą współpracują i, co więcej, zupełnie ignorują rozkazy dowódcy. Jego władza jest więc tylko pozorna, a opcje wyłaniania liderów zupełnie nieprzydatne. Obawiam się, że sytuacja może zmienić się jedynie na serwerach okupowanych przez samych profesjonalistów, gdyż przeciętnego gracza w obecnej postaci trybu sieciowego nie zmusi się do skutecznej współpracy z kolegami z drużyny.

Multiplayer toczy się na ciekawych mapkach, ale wypada dość blado w zestawieniu z osiągnięciami konkurencji.

Niezłym pomysłem jest możliwość obierania specjalizacji (np. operator CKM-u) czy kontrolowania czołgów, choć te drugie różnie radzą sobie w zależności od specyfiki otoczenia. Metalowe bestie „wymiatają” na otwartych mapach, ale za to zupełnie nie radzą sobie na planszach wypełnionych wąskimi korytarzami. Dzieje się tak dlatego, że żołnierze przeciwnej drużyny mogą się łatwo zakraść i podłożyć ładunek wybuchowy. W zabawie sieciowej przeszkadzają niektóre atrakcje trybu singleplayer. Chowanie się za zasłonami sprawdza się w kampanii dla pojedynczego gracza, gdyż wiemy że komputerowi przeciwnicy nie zachowają się w nieprzewidywalny sposób. W multiplayerze tego typu próby kończą się zazwyczaj szybką śmiercią sterowanej postaci. Wypadałoby też popracować nad czytelnością interfejsu. Przesadzono z rozmiarem czcionki używanej do czatu, a ikonki dowódców drużyn minimalnie się między sobą różnią. Mapki wykonano poprawnie. Mamy fabrykę, niewielkie miasteczko czy tereny z dużą ilością podziemnych korytarzy. Problem w tym, że plansz jest niewiele, przez co mogą się bardzo szybko znudzić. Jedyna nadzieja w patchach poprawiających multiplayer czy amatorskich modach, których z pewnością doczekamy się w najbliższym czasie. W obecnej postaci sieciowy tryb Hell’s Highway plasuje się daleko w tyle za Day of Defeat: Source czy Call of Duty.

Recenzowany shooter pod względem oferowanych atrakcji wizualnych plasuje się tylko oczko niżej od takich gier jak Gears of War, BioShock czy Unreal Tournament III. Na szczególne wyrazy uznania zasługuje szczegółowość z jaką wykonano mundury znajdujących się na polu walki żołnierzy. Paradoksalnie strojom można najlepiej przyjrzeć się nie w trakcie właściwej gry, lecz podczas oglądania filmów. Szkoda, że umundurowaniu czy twarzom nie dorównuje animacja ruchów. Zwłaszcza sprint powinno się poddać znacznym poprawkom.

Otoczenie nie powala na kolana, ale nie jest źle. Mamy charakterystyczne dla Holandii wiatraki, a płonące budynki są doskonałą okazją do zaprezentowania wyśmienitych efektów ognia, do których zdolny jest Unreal Engine 3. Obiekty wykonano dość szczegółowo, a na dodatek w większości pokryto je teksturami o doskonałej jakości. Jedynie w kilku miejscach razi widok rozmazanych plam. Korzystając z okazji warto też zwrócić uwagę na świetną pracę filtrów w końcowych poziomach gry. W miarę gdy atmosfera się zagęszcza, ekran stopniowo zaczyna przybierać krwisty czerwonawy kolor. Wszystkie te fajerwerki odbijają się negatywnie na wymaganiach sprzętowych, niemniej grze wyraźniej zdarza się przyciąć jedynie podczas wyświetlania cut-scenek i to tylko wtedy gdy na ekranie widoczne są większe grupki żołnierzy.

Wysłanie swoich podwładnych w niebezpieczne miejsca może zakończyć się ich błyskawiczną śmiercią.

Gdy na początku przyszłego roku ogłoszone zostaną plebiscyty na gry roku, Hell’s Highway z całą pewnością znajdzie się w ścisłej czołówce w kategorii najlepszego udźwiękowienia. Zewsząd jesteśmy „atakowani” odgłosami wystrzałów karabinów, charakterystycznym hukiem sugerującym obecność dział artyleryjskich czy wreszcie okrzykami biorących udział w starciach żołnierzy. Paradoksalnie lepiej wypadają pod tym względem niemieccy wojacy, albowiem do okrzyków sojuszników można się szybciej przyzwyczaić a ponadto ich wypowiedzi z czasem zaczynają się nieprzyjemnie powtarzać. Oprawa muzyczna utrzymana jest w klimatach typowych choćby dla serialu Kompania braci, szczególnie utwór pojawiający się w cut-scence rozgrywanej na terenie bazy lotniczej Ramsbury. Rozpoczyna się on w niemalże identyczny sposób do motywu przewodniego hitowej serii stacji HBO.

Hell's Highway wydaje się być idealną propozycją dla miłośników serii Brothers in Arms. Można się natomiast zastanowić ilu graczy nieobeznanych z tą tematyką faktycznie doceni niesamowitą wierność realiom konfliktu. Nie zmienia to jednak faktu, że ogromna pieczołowitość w odzwierciedleniu wydarzeń znanych z kart historii musi budzić podziw. To pozycja wyłącznie dla dojrzałych graczy, choćby z uwagi na poważny charakter gry czy ekstremalnie brutalne egzekucje towarzyszące używaniu granatów. Mimo wszystko warto zainteresować się tym produktem, choćby z uwagi na to, że na chwilę obecną nie ma żadnej bezpośredniej konkurencji.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • wierność realiom (choć nie przez każdego gracza zostanie to docenione);
  • wyśmienicie zrealizowane filmy przerywnikowe;
  • ładna grafika i genialne udźwiękowienie;
  • nieco większa swoboda przy atakowaniu i zaskakiwaniu wrogów;
  • dobrze wyważony poziom trudności oraz tryb Authentic jako miły bonus dla najbardziej doświadczonych graczy.

MINUSY:

  • kiepski multiplayer;
  • ciągłe „flankowanie” może z czasem wywołać znużenie;
  • destrukcja otoczenia na znacznie mniejszą skalę niż to początkowo zapowiadano;
  • słabe misje z użyciem czołgu.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Brothers in Arms: Hell's Highway - recenzja gry
Brothers in Arms: Hell's Highway - recenzja gry

Recenzja gry

Miłośnicy Kompanii braci czy Szeregowca Ryana mogą zacierać ręce z zadowolenia. Hell’s Highway poprawia najpoważniejsze błędy swoich dwóch poprzedników, a na dodatek kusi ładną grafiką.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.