Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 10 października 2008, 14:38

King's Bounty: Legenda - recenzja gry - Strona 4

Jeśli miałbym określić King’s Bounty jednym słowem, rzekłbym „spektakularna”. Od samego początku gra powala na kolana.

Niestety, tak nie jest. King’s Bounty ma swoje wady jak każda gra, ale żeby je dostrzec, trzeba spędzić z Legendą godzin kilkadziesiąt. Razi przede wszystkim monotonia wynikająca z prowadzenia nieustannych walk z monstrami. Na końcu gry jedna potyczka prowadzi do drugiej, a wokół niewiele jest rzeczy, które mogłyby – chociaż na moment – odciągnąć nas od żmudnej eksterminacji potworów. Rezultat jest taki, że przy każdej kolejnej bitwie odczuwa się coraz większe znużenie.

Sytuacji nie poprawia fakt, że pod koniec zabawy brakuje questów. W grze mamy przeszło dziewięćdziesiąt zadań pobocznych, ale większość z nich dostępna jest w pierwszej fazie rozgrywki. Niech zresztą przemówią liczby. W rozpoczynającej zmagania krainie Grenwort możemy otrzymać aż piętnaście nieobowiązkowych zadań, natomiast w wieńczącym tułaczkę po świecie Muroku żadnego, okrągłe zero! W krainie orków możemy jedynie walczyć z patrolującymi teren stworami oraz najmować nowe jednostki w specjalnych punktach rekrutacyjnych. Przyjemność to dyskusyjna, zwłaszcza że przed wejściem na pustkowia gracz stacza blisko pięćset (!!!) podobnych bitew z najróżniejszymi przeciwnikami. O jakichkolwiek niespodziankach nie ma tu zatem mowy.

Przyczepić można się również do fabuły, która w niewystarczającym stopniu uświadamia graczowi, że faktycznie dokonuje on wielkich czynów, mających istotny wpływ na sytuację w owym wirtualnym świecie. W grze wyraźnie brak przerywników filmowych, które oderwałyby nas choć na chwilę od nieustannej lektury ogromnej ilości tekstu i pokazały, że właśnie zrobiliśmy wielki krok w kierunku ostatecznego zwycięstwa. Zadania z wątku głównego nie wyróżniają się niczym na tle licznych questów pobocznych, toteż dla gracza nie ma większego znaczenia, czy właśnie zawiera kluczowy dla królestwa traktat pokojowy, czy pomaga treserowi zwierząt odnaleźć zgubionego w lesie pupila. Obie te misje, choć mają zupełnie inną rangę, kończą się tak samo – krótką rozmową ze zleceniodawcą i odebraniem nagrody w postaci punktów doświadczenia i złota.

Jeziora i morza również stają przed nami otworem.

Powyższe uchybienia to jedyne wady, jakie mogę wskazać po kilkudziesięciu godzinach zabawy w King’s Bounty. Nie są to, co prawda, wielkie niedociągnięcia, ale drażniły mnie momentami na tyle mocno, że postanowiłem obniżyć ocenę gry o kilka procent. Cały czas odnoszę wrażenie, że autorzy w końcowej fazie developingu wystrzelali się z pomysłów, stąd brak rozbudowanych questów lub brak questów w ogóle i żmudne walki z coraz silniejszymi stworami. Szkoda, bo przez kilkadziesiąt godzin chłonie się ten produkt z wywieszonym jęzorem, a gdy przychodzi do finału, pojawia się lekki niesmak.

Jeśli miałbym określić King’s Bounty jednym słowem, rzekłbym „spektakularna”. Od samego początku gra powala na kolana i wlewa optymizm w serca pecetowej braci, która ostatnimi czasy karmiona jest nędznymi ochłapami z konsolowego stołu. Warto też zauważyć, że próżno by szukać wśród hitów bieżącego roku bardziej wymagającej pozycji. Rosyjski produkt jest po prostu trudny, a jeśli wziąć pod uwagę dzisiejsze standardy, gdzie w grach ułatwia się wszystko, co się da, powiedziałbym nawet, że bardzo trudny. Legendzie trzeba poświęcić mnóstwo czasu i energii, ale w zamian odpłaca się ona z nawiązką. Znakomita zabawa gwarantowana, nawet mimo rozczarowującej końcówki.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  1. spora liczba questów pobocznych;
  2. zróżnicowany świat, mnóstwo lokacji;
  3. bardzo dobrze zrealizowane walki;
  4. duże pole manewru w kwestii rozwoju bohatera;
  5. możliwość ożenku i spłodzenia potomstwa;
  6. walki z bossami;
  7. duży wybór jednostek, które znacznie różnią się między sobą;
  8. sporo zaklęć, zarówno tych zwykłych, jak i tych ze Szkatułki Szału;
  9. wysoki poziom trudności gry (dla hardcore’owców);
  10. świetna oprawa audiowizualna.

MINUSY:

  1. tylko trzy klasy postaci, mimo wszystko chciałoby się więcej;
  2. brak questów w końcowej fazie gry;
  3. słabo zrealizowany główny wątek fabularny;
  4. monotonia w końcówce, wynikająca z nieustannych, żmudnych walk;
  5. wysoki poziom trudności, mogący wywołać zniechęcenie.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej