autor: Fajek
Half-Life: Blue Shift - recenzja gry
Blue Shift kontynuuje wszystkie dobre tradycje do których przyzwyczaiła nas seria Half-Life, jednocześnie dając nam możliwość spojrzenia na rozgrywający się dramat z zupełnie nowej perspektywy.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
To miał być zwykły dzień... miał być...
Jak co dzień Barney wyszedł z domu dość wcześnie, gdyż był człowiekiem, który nie lubił się spóźniać. Jednocześnie biorąc pod uwagę to, że służby drogowe ostatnio robią dużo zamieszania w obrębie jego dzielnicy nazywając to remontami istniało duże prawdopodobieństwo, że straci trochę czasu przez te wszystkie dziury i wykopy na ulicach. 30 minut później sunął już autostradą w kierunku pustyni, na której był jeden z ośrodków badawczych. Gdy przyjmował się kilka lat temu do pracy, jedyną dziwną rzeczą była nazwa owego ośrodka: Black Mesa. Jednak dziwnych rzeczy było więcej, niestety Barney o tym nie wiedział.
Gdy dojechał do bramy, która oddzielała ośrodek od reszty świata do jego samochodu podszedł strażnik. Bardziej oficjalnie niż zwykle poprosił o okazanie legitymacji, po czym dał znak do otwarcia bramy. Podczas kilkuminutowej podróży przez tereny ośrodka, Barney zauważył, że panuje dziwne ożywienie. Część ludzi biegała, inni nerwowo rozmawiali ze sobą. W każdym razie po dotarciu na miejsce poszedł do budynku skąd specjalną kolejką mógł dostać się do podziemnej części ośrodka Black Mesa. Podczas przejażdżki Barney zwrócił uwagę na to, że w Black Mesa dzieje się coś nietypowego. Gdy dotarł na miejsce, jego zmiennik poprosił go o okazanie autoryzacji, dzięki której mógł wejść dalej. Zaraz po wejściu jego kolega, Gary powiedział żeby szybko się przebrał w mundur i zgłosił w sekcji „D” gdzie dostanie dalsze rozkazy. Barney pobiegł w kierunku szatni, szybko otworzył swoją szafkę, przebrał się w mundur, założył kamizelkę kuloodporną i pobiegł do strefy „D”. Był to obszar bazy gdzie rzadko przebywał, dlatego początkowo obawiał się czy nie pomylił korytarzy. Przyspieszył kroku, gdyż podświadomie czuł, że musi się spieszyć. Gdy doszedł na miejsce, czekało na niego 2 naukowców. Po ich minach wnioskować można było iż są nieco poirytowani jego spóźnieniem. Tym bardziej wydało mu się to dziwne, gdyż wcale się nie spóźnił. Jeden z panów w białych kitlach otworzył drzwi windy i poprosił o zajęcie miejsc. Winda ruszyła w dół. Barney co prawda wiedział, że część bazy znajduje się głębiej pod ziemią ale nigdy tam nie był. Tzn. Jego posterunek znajdował się wprawdzie pod powierzchnią ale było to tylko 10 metrów. Tymczasem wnioskują z prędkości z jaką poruszała się kabina musieli zjeżdżać kilkaset metrów w dół. Po kilku minutach, winda zaczęła zwalniać co sugerowało iż są już prawie na miejscu. Wtem, kabina stanęła w miejscu... 2m nad końcową stacją. Kolejne wydarzenia Barney pamięta jak z sennego koszmaru. Światłą awaryjne które włączyły się w momencie awarii, skutecznie pozbawiały go możliwości obserwacji wszystkiego co działo się wokół niego. Seria eksplozji która miała miejsce zniszczyła większość urządzeń w sali w której się częściowo znajdował. Biegający ludzie z grymasem panicznego strachu biegali w koło aby w rezultacie zginąć porażeni prądem lub zabici kolejną eksplozją. Ale nie to było najgorsze. Przez dziurę w ścianie windy spowodowanej jedną z eksplozji Barney zobaczył ciało jednego z naukowców, nad którym pochylało się coś czego nie chciałby zobaczyć w najgorszym koszmarze. I to coś właśnie kończyło posiłek jakim był nieżywy już naukowiec...