Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 lipca 2008, 15:06

autor: Maciej Kurowiak

Devil May Cry 4 - recenzja gry na PC - Strona 2

Wielcy, groźni bossowie, demony z dna piekieł, rozmaici szaleńcy z żądzą władzy i nieskończone hordy pospolitych diabłów wszelkiej maści. Jest krwawo i epicko – tak w dwu słowach można streścić całą przyjemność zawartą w czwartej części Devil May Cry.

Nero stosuje nieco łatwiejsze kombinacje niż Dante, więc walka jest przez to trochę prostsza. Oprócz miecza i pistoletu ma zupełnie nową broń – demoniczną rękę, której potrafi używać w rozmaity sposób. Oprócz tego, że może przeciwników chwytać, uderzać o podłogę lub nimi wywijać, ma też możliwość przyciągania ich do siebie. Nie są to oczywiście jedyne zdolności naszego bohatera, który potrafi się też przemieszczać z punktu do punktu (Snatch) oraz ładować swoją broń (Exceed), by uzyskać jeszcze większą niszczycielską skuteczność. Combosy są więc bardziej efektowne, a szeregowy demon może być na przykład posiekany w powietrzu i przyciągnięty powtórnie nim zdąży upaść. Takich małych, ale istotnych przyjemności jest tu bez liku i eksperymentować można właściwie bez końca.

Nie jest chyba tajemnicą, że w dalszych etapach gra daje nam sposobność pogrania Dantem, który tak samo jak w trójce dysponuje kilkoma różnymi stylami walki. Jest to nieco bardziej skomplikowane i jeśli ktoś przyzwyczai się do Nero, może mieć trochę problemów z przestawieniem się na inny styl. Mimo to przyjemność znajdą zarówno gracze, którzy mają ochotę po prostu skończyć ten produkt, delektując się świetną choreografią walki i interesującą historią oraz prawdziwi maniacy gier akcji, uwielbiający długie, mordercze kombinacje ciosów i zdobywanie coraz wyższych ocen w końcowych rankingach.

Styl ma znaczenie.

Devil May Cry, choć w ogromnej mierze opiera się na walce, oferuje też miejsca, gdzie trzeba na moment przystanąć, odetchnąć i włączyć myślenie. Nie można nazwać tego zagadkami, ale te krótkie postoje, gdy trzeba coś przepchnąć, zniszczyć, uruchomić, także nadają ton rozgrywce. Jeśli komuś jest mało, może wziąć udział w serii mini-gier ukrytych w rozmaitych zakątkach etapów. Ostatnie z nich sprawdzą umiejętności nawet najlepszych weteranów gier akcji.

Jeśli więc Devil May Cry 4 jest tak dobry, że od strony rozgrywki trudno mu coś zarzucić, dlaczego nie wyrywa palmy pierwszeństwa z rąk God of War, strącając Kratosa w otchłanie Hadesu? Szkopuł w tym, że grę Capcomu trapi jedna dość denerwująca wada. Mniej więcej w połowie zabawy, dochodzimy do punktu, od którego musimy zwiedzić całość przebytych poziomów ponownie. Tak zwanego backtrackingu mogliśmy doświadczyć już chociażby w Prince of Persia: Warrior Within. Tutaj jest nieco mniej wkurzający, ale mimo to przygnębia fakt, że druga część gry to ciągłe déja vu. Dobrze, że zwiedzane lokacje są wykonane bardzo dokładnie, z ogromna ilością szczegółów i choć możemy niszczyć tylko niektóre rekwizyty czy umeblowanie, to i tak oglądanie bardzo różnorodnych wnętrz sprawia dużą przyjemność.