Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 lipca 2008, 11:38

autor: Marcin Terelak

Europa Universalis: Rzym - recenzja gry - Strona 2

Szukacie klimatu EU w nieco odświeżonej oprawie i w innych realiach historycznych? Europa Universalis: Rzym ma to wszystko – aż tyle i... tylko tyle.

Niestety, zmiany zamiast uatrakcyjnić EU, wyłącznie uwypukliły niedoskonałości silnika. Okazało się bowiem, że wiele udostępnionych funkcji wpływało na świat gry w niewielkim lub wręcz znikomym stopniu. Szlagierem była tu np. ogromna pula wynalazków, których opracowanie zajmowało długie lata, a nagrodą za podjęty trud okazywała się premia rzędu 0,5-1,5% do elementu, z którym gracz przez długie miesiące gry i tak musiał radzić sobie w inny sposób.

Rzecz jasna fani znów podnieśli alarm. Paradox podjął, co prawda, jeszcze kilka prób rozbudowania swojej Europy, co do pewnego stopnia udało się w podserii Victoria, która przez wielu graczy uważana jest za najlepszą i najbardziej rozbudowaną grę z silnikiem EU. Ostatecznie jednak koncepcja dążąca do rozwoju sfery mikrodecyzyjnej została porzucona.

Taki właśnie wniosek nasuwa się po kontakcie z Rzymem, który kilka tygodni temu pojawił się na sklepowych półkach. Tym razem akcję osadzono w okresie między I wojną punicką, a początkami świetności Imperium Rzymskiego. Zacząć możemy w kilkunastu okresach historycznych, które wyróżnia aktualna sytuacja geopolityczna i pozycja Rzymu w świecie. Do wyboru mamy kilkadziesiąt ówczesnych państw i państewek oraz dziesiątki prowincji z szeroko pojętych okolic kontynentu europejskiego.

Największa zmiana zaszła w oprawie wizualnej. Grafika jest teraz odczuwalnie lepsza. Autorzy chwalą się, że przystosowano ją do pełnego 3D. Jest to w jakimś stopniu prawdą, gdyż istotnie mapę można obracać w różnych płaszczyznach. Niestety w przypadku zmian w pionie, jest ona na tyle płaska, że jakąkolwiek istotną różnicę w rzeźbie terenu dostrzec można tylko w przypadku... najwyższych pasm górskich. Na tym innowacje graficzne się kończą, a oprawę trudno przyrównać do konkurencyjnych, chociażby tych znanych z gier spod znaku Total War.

Koncept jest niemalże identyczny jak ten z Europa Universalis I. Teoretycznie jesteśmy władcą absolutnym, który stoi nawet ponad przywódcą prowadzonego kraju. Równie teoretycznie możemy wpływać na każdy aspekt państwa. W tym na roszady personalne. Praktyka wypada jednak klasycznie dla tej serii, czyli dziwnie i nieco niemrawo. Dziwnie, ponieważ gra się fajnie. Klimat wielkich zmian, ogromnych wojen i krwawych podbojów wręcz wylewa się z monitora. Jednakże, gdy tylko zechcemy jakoś szczegółowiej wpłynąć na to, co widać na ekranie, napotykamy na opór. Przypomina to jazdę świetnym autem, które ma tylko jedynkę i dwójkę lub robienie zdjęć aparatem bez trybu manualnego. Wszystko jest świetnie, dopóki nie zechcemy czegoś więcej, a jakże nie chcieć czegoś więcej w tak (pozornie) rozbudowanej produkcji?

Ogólnie rzecz biorąc, mamy wpływ na: gospodarkę, militaria, dyplomację i sytuację na dworze. Tak naprawdę decydować możemy wyłącznie o dyplomacji i podbojach. Opcje dyplomatyczne nie są przesadnie rozbudowane, jednak wystarczająco, by prowadzić różnego rodzaju rozgrywki. Jest to tym bardziej miodne, że komputerowi przeciwnicy również nie śpią i starają się tak prowadzić swą politykę zagraniczną, by jak najbardziej utrudnić życie przeciwnikom. Oczywiście nie zawsze jest to realne, ale gdy tylko istnieje taka szansa, małe państewka kryją się pod skrzydłami większych, a większe poszerzają grono wasali i starają się naciskać na co bardziej niewygodnych sąsiadów.